Końcówka tygodnia na warszawskiej giełdzie upłynęła pod znakiem przeceny. Już w czwartek zrobiło się nerwowo, kiedy to WIG20 stracił 1,2 proc. Piątek miał dać odpowiedź czy była to tylko chwilowa słabość czy kolejny sygnał ostrzegawczy dla inwestorów. Zwyciężyła druga opcja.
Od początku dnia na naszym parkiecie dominowała podaż. Argumentów do tego, aby rosnąć było jak na lekarstwo. Dzień wcześniej wyraźną przecenę zaliczyły indeksy amerykańskie, a i inne wskaźniki europejskie rozpoczęły piątkowe notowania od spadków. Niejako więc byliśmy skazani na przecenę. Ta w przypadku indeksu WIG20 na początku dnia wynosiła około 0,7 proc. Wiara w to, że kolejne godziny handlu przyniosą poprawę nastrojów okazały się złudne. Pusty kalendarz makroekonomiczny nie dostarczał argumentów bykom. Jakby tego było mało na zachodzie Europy spadki przybrały na sile. Niemiecki DAX zaczął tracić ponad 2 proc. W takim otoczeniu jedynym ratunkiem dla naszego rynku mogli okazać się Amerykanie. Ci jednak również zaczęli dzień od spadków, co oznaczało, że inwestorzy w Warszawie również muszą pogodzić się z przeceną. WIG20 ostatecznie stracił 0,9 proc. Na tle innych europejskich rynków i tak nie był to najgorszy wynik. Spora część europejskich indeksów straciła bowiem ponad 2 proc. Warto dodać, że spadki dotknęły również średnie i małe spółki naszego parkietu.
Bilans całego tygodnia na warszawskiej giełdzie również nie zachwyca. WIG20 stracił w trakcie niego prawie 4 proc. Tym samym nie tylko zjechał poniżej 2400 pkt, ale także zbliżył się do poziomu 2300 pkt. Po piątkowej sesji jest już tylko 14 pkt nad tą barierą. Sytuacja wygląda coraz gorzej, tym bardziej, że nerwowa sytuacja panuje ostatnio także na innych rynkach. Wydaje się, że dopóki tam nie zobaczymy koloru zielonego, to i w Warszawie będzie trudno o zwyżki.