Wtedy w zasadzie wszystkie podstawowe ryzykowne aktywa były na minusie. Bez względu na to, czy były to akcje polskie, z rynków wschodzących czy rozwiniętych. Ujemną stopę zwrotu przyniosło wtedy nawet złoto, często (błędnie) postrzegane jako bezpieczna przystań na czas turbulencji na giełdach. Zestawienie stóp zwrotu od początku tego roku „świeci" tymczasem na zielono. Najbardziej na plusie są odrabiające straty emerging markets, a ranking zamyka złoto. Warto dodać, że straty dość szybko odrabiają nawet akcje polskich małych spółek, których notowania zostały pogrążone na skutek odpływu kapitałów z funduszy inwestycyjnych.
Przypomnijmy pokrótce główne czynniki, które w tym pomogły. Bezpośrednim impulsem było oczywiście nagłe złagodzenie retoryki Fedu, ale warto też spojrzeć na szerszy kontekst. Przez większość ubiegłego roku rynki dyskontowały zadyszkę w gospodarkach, więc pojawiające się kolejne jej oznaki są już w cenach akcji.
Dalecy jesteśmy od prostego założenia, że skoro pierwsze tygodnie roku są tak udane dla ryzykownych aktywów, to teraz liniowo ten trend będzie kontynuowany. Bieg wydarzeń może okazać się dużo bardziej skomplikowany. Ale ostatnie wydarzenia potwierdzają żelazną zasadę długoterminowego inwestowania – po roku słabym dla ryzykownych aktywów należy zgodnie z zasadą rebalancingu zwiększyć ich wagę w portfelu (czyli wykorzystać fakt, że stały się tańsze). ¶