Wprawdzie do 14.00 nic się nie działo – WIG20 poruszał się horyzontalnie przy poziomie zamknięcia, ale w końcowej fazie handlu byki pokusiły się o silniejszy atak. Efekt ostateczny był taki, że indeks dużych spółek wzrósł o 0,9 proc., do 2188 pkt, co wraz z symbolicznym wzrostem z środy sugeruje, że na GPW rozpoczęła się faza odreagowania. Jak długo potrwa? Trudno powiedzieć. Jasne jest natomiast to, że kierunek zmian wyznacza Wall Street. Jeśli Donald Trump nic złego nie mówi, a najlepiej jak nie mówi niczego, a do tego mamy dobre dane makro, to nastroje ulegają poprawie. Tak było w czwartek. Wieści o wojnie handlowej brak, za to dane z amerykańskich rynków nieruchomości i pracy okazały się lepsze od prognoz. To wystarczyło, by po dwóch godzinach handlu S&P500 rósł o 1,1 proc., do 2883 pkt. Wall Street imponuje siłą. Wystarczyły trzy dni, by odrobić niemal połowę majowych strat. Na horyzoncie znów jest historyczny szczyt i jeżeli notowania będą wspinać się dalej, to powinno to wspierać nastroje na globalnych rynkach akcji, w tym i na warszawskim.
Wracając do czwartkowej sesji – w portfelu WIG20 najmocniejsze były Lotos, KGHM i Orlen. Słabością natomiast, i to naprawdę sporą, raził właściciel sieci sklepów Dino Polska. Jego akcje potaniały o 12,5 proc., do 114,1 zł. Spadek był reakcją na niekorzystną decyzję Komisji Europejskiej w sprawie podatku od sprzedaży detalicznej w Polsce.
Na szerokim rynku GPW 34 proc. spółek zanotowało wzrost notowań akcji, a 48 proc. spadek (mWIG40 i sWIG80 spadły o 0,4 proc.). Na co najmniej rocznym maksimum cenowym znalazło się siedem spółek (m.in. Enelmed, Play, Ten Square Games), a na analogicznym minimum jedenaście (m.in. Bank Handlowy, CCC i Mercator). Wartość obrotów sięgnęła 956 mln zł, co jest całkiem niezłym wynikiem. Największy obrót „wykręcono na bankach": Pekao i PKO BP. ¶