Otwarcie tygodnia na warszawskiej giełdzie nie wypadło zbyt okazale. Co prawda WIG20 zakończył wczorajsze notowania nad kreską, ale wzrosty były symboliczne, a emocji podczas sesji było jak na lekarstwo. W zasadzie wzrost indeksu to jedyna pozytywna informacja po poniedziałkowych notowaniach. Wczorajszy marazm rynkowy miał jednak też swoje usprawiedliwienie. Wolne mieli inwestorzy w Stanach Zjednoczonych, a to zawsze oznacza dodatkowe problemy dla naszego rynku. Na szczęście dzisiaj Amerykanie wracają już do normalnego handlu. Czy to przełoży się na większy optymizm inwestorów?

Na razie się na to nie zanosi. Wręcz przeciwnie...dzisiaj sesja rozpoczęła się od wyraźnego cofnięcia. WIG20 już w pierwszych minutach handlu tracił 0,8 proc. Na razie więc trzeba opanować sytuację, a dopiero później będzie można myśleć o odrabianiu strat.

Nerwowo było na rynkach azjatyckich i w tym trzeba szukać wytłumaczenia porannej przeceny na warszawskim parkiecie. Większość tamtejszych rynków zanotowała bowiem dość wyraźny zjazd. Nikkei225 stracił 1,4 proc., Kospi spadł prawie 1,5 proc., podobnie zresztą jak Hang Seng.

Jeśli chodzi o dzisiejszy kalendarz makroekonomiczny to nie rozpieszcza on inwestorów. Jedyną ciekawszą publikacją jest ta dotycząca niemieckiego indeksu ZEW. Wydaje się więc, że kluczowe będzie to w jakich nastrojach wrócą do handlu Amerykanie. Na razie pozostaje nam więc uzbroić się w cierpliwość.