Odczytywać to bowiem można było jako sygnał ostrzegawczy wysłany przez niedźwiedzie. Jeśli faktycznie pojawiły się jakieś obawy, to okazało się, że były one niepotrzebne. W środę gra toczyła się do jednej bramki.
Od początku dnia zaatakował popyt. Na dzień dobry WIG20 znalazł się 0,9 proc. nad kreską. To była jednak tylko przygrywka do dalszych wydarzeń. W miarę upływu czasu byki rosły w siłę. W połowie notowań indeks największych spółek zyskiwał ok. 1,5 proc., co plasowało go w czubie europejskiej stawki. Doświadczenia wtorkowej sesji kazały jednak zachować czujność. Wtedy też w połowie notowań obserwowaliśmy pokaźne wzrosty, z których niewiele co później zostało. Tym razem było jednak inaczej. Nie dość, że nie doszło do żadnego pogorszenia nastrojów, to jeszcze popyt przeprowadził kolejny atak. Byki dostały mocne wsparcie od Amerykanów. Tamtejsze indeksy dzień również bowiem zaczęły od bardzo mocnych zwyżek. Nie przeszkodziły w tym nawet słabe odczyty makroekonomiczne. Rynki najwyraźniej oswoiły się już z tym, że publikowane dane są słabe i na nikim nie robi to wrażenia. Ważniejsze będzie to, co przyniesie przyszłość. Patrząc na to, jak zachowywały się w rynki w środę, wiara w poprawę gospodarczą jest spora. WIG20 zyskał prawie 3,6 proc. ¶