Podobnie jak w środę, akcje zaczęły dzień od zniżek. WIG20 wyróżniał się tym, że na tle europejskich indeksów był jednym z najsłabszych. W ten sposób nadrabiał zaległości z poprzedniego dnia, kiedy to uniknął tak silnej przeceny, jaka wystąpiła np. na DAX. WIG w pierwszych godzinach osunął się poniżej 1600 pkt i do południa zmieniło się niewiele. Notowania kontraktów na amerykański S&P 500 wskazywały jednak znów na ujemne otwarcie, więc atmosfera na Starym Kontynencie się pogarszała. WIG20 chwilami tracił nawet ponad 3 proc., sięgając poziomów 1560 pkt. Przypomnijmy jednak, że w ostatnich kilku tygodniach indeks polskich dużych spółek porusza się w trendzie bocznym, a zakres ruchów nie przekracza 50 pkt w obie strony od poziomu 1600 pkt. Podobnie było więc tym razem i oznacza to, że doszło jedynie do testu dolnego ograniczenia kanału. Ostatecznie WIG20 zdołał jeszcze odrobić kilkanaście punktów i zakończył dzień na poziomie 1579 pkt. A zatem poniósł 2,18-proc. stratę.
Duże spółki pociągnęły za sobą także średnie i małe. Te ostatnie z rana starały się kontynuować zwyżki. Do odrobienia tegorocznych strat sWIG80 brakowało zaledwie około 1 proc. W czwartek jednak spadł o 1,5 proc. mWIG40, którego zachowanie mocno przypomina to, co dzieje się na WIG20, zanurkował o 2,36 proc. Na koniec warto odnotować kolejne rekordy polskich obligacji skarbowych i zejście rentowności poniżej 1,3 proc.