Po raz pierwszy od prawie trzech miesięcy indeks znalazł się powyżej 1800 pkt i zbliżył się do sierpniowego szczytu covidowej hossy na „odległość" 4,1 proc. Przy takiej dawce pozytywnych sygnałów czwartkowa dominacja podaży na warszawskim parkiecie wydaje się zupełnie uzasadniona. Zwłaszcza że inwestorom nie brakowało argumentów za sprzedażą. Pomijając już sam fakt krótkoterminowego wykupienia rynku sygnalizowanego przez oscylatory, wystarczy wspomnieć o spadkach na innych rynkach europejskich, zniżkach na Wall Street, postępującej pandemii w USA (Nowy Jork zamknął szkoły) oraz wzroście zakażeń w Tokio. Ponadto w Polsce odnotowano zeszłej doby rekordową liczbę zgonów spowodowaną koronawirusem – zmarło 637 osób.
Efekt rynkowy był taki, że WIG20 spadł w czwartek o 1,1 proc., do 1789,79 pkt. W jego portfelu „błyszczało" tylko Allegro. Świeżo upieczony debiutant giełdowy zwiększył swoją kapitalizację o 6,8 proc. Na drugim biegunie w portfelu blue chips była JSW. Akcje spółki potaniały o 6,1 proc., do 20,03 zł, i po poniedziałkowym, spektakularnym ruchu w górę nie ma już niemal śladu.
Druga i trzecia linia GPW także były w czwartek pod presją podaży. Indeks mWIG40 spadł o 1,4 proc., do 3674,9 pkt, choć sesyjne maksimum na poziomie 3739 pkt oznacza, że indeks był
już o zaledwie 14 pkt od szczytu hossy z pierwszego półrocza. Relatywnie silniejszy był w czwartek segment małych spółek. Indeks sWIG80 stracił