Jest potencjał rozwoju funduszy aktywnych, jak również pasywnych

Fundusze ETF dla branży TFI nie są konkurencją, tylko uzupełnieniem oferty. Będziemy mieli do czynienia ze współistnieniem inwestowania aktywnego oraz pasywnego. Pytanie tylko w jakich proporcjach – mówią Piotr Szulec, prezes Skarbiec TFI, oraz Robert Sochacki, prezes Beta Securities.

Publikacja: 16.02.2024 11:02

Jest potencjał rozwoju funduszy aktywnych, jak również pasywnych

Foto: parkiet.tv

Czy w przypadku rynku kapitałowego w Polsce nie jest tak, że najlepsze już było?

Piotr Szulec, prezes Skarbiec TFI

Piotr Szulec, prezes Skarbiec TFI

parkiet.tv

Piotr Szulec (P.Sz.): Mam wrażenie, że rynek dojrzewa. Po latach zachwytu w pierwszej fazie jesteśmy obecnie w okresie, w którym rynek szuka pomysłu na siebie. Mam natomiast nadzieję, że wejdziemy w ten trzeci okres, w którym ta masa oszczędności skumulowana w bankach przeniesie się płynnym ruchem na rynek kapitałowy i to go wzmocni oraz rozwinie w przyszłości.

Robert Sochacki, prezes Beta Securities

Robert Sochacki, prezes Beta Securities

parkiet.tv

Robert Sochacki (R.S.): Sam nowy minister finansów powiedział, że chciałby, aby oszczędności, które są teraz gromadzone w bankach, znalazły się na rynku kapitałowym. Wydaje mi się, że rynek się rozwija, tylko powoli. Mam nadzieję, że teraz wchodzimy w okres, gdzie te perspektywy rozwoju są lepsze, i sprawi to, że Warszawa będzie ważnym rynkiem na mapie Europy. Teraz jest moment, w którym będzie się to decydowało. Giełda tak naprawdę musi dawać zarobić. Jeśli nie daje zarobić, nie ma nowych spółek, to nie będzie też napływu kapitału. Też jednak liczę, że przed nami okres lepszego okresu dla giełdy.

Tylko jakie są podstawy ku temu optymizmowi? Inwestorzy, szczególnie ci indywidualni, nie szturmują rynku. Widać to chociażby po napływach do funduszy.

P.Sz.: Moim zdaniem wynika to z odcięcia klienta masowego, który obecnie jest zdefiniowany jako klient bankowy, od podmiotów rynku kapitałowego. Odgórna konsolidacja, która zaszła w grupach bankowo-ubezpieczeniowych, czyli chociażby wciągnięcie TFI w struktury banków, odcięcie niezależnych podmiotów, sprawiło, że te mają utrudniony dostęp do masowego klienta. Co można byłoby zrobić? Przydałoby się znieść albo zmienić te regulacje, które doprowadziły do takiego zjawiska, bo to prowadziłoby do większej konkurencyjności na rynku. Teraz ona zanika.

A czy same podmioty rynku są w stanie coś zrobić, by faktycznie przyciągnąć inwestorów?

R.S.: Wydaje mi się, że jak najbardziej mogą. Patrząc na różne domy maklerskie, pomijając oczywiście XTB, nie mamy spektakularnych przykładów zmian, wprowadzania nowości i innowacji, które faktycznie pchnęły ten rynek naprzód. Spotykamy się co roku w Bukowinie Tatrzańskiej, rozmawiamy o tym, co należy poprawić, i w zasadzie pojawiają się cały czas te same tematy. Mówi się obecnie dużo o XTB, ale to też wynika z tego, że brakuje innych tematów w branży. Zgadzam się z tym, że w dużej mierze też odpowiadają za to banki. One trzymają klientów dla siebie, regulacje nie pomagają w tym, aby wyjść z szerszą ofertą do klientów indywidualnych. Oprócz tego, że rynek musi dawać zarabiać, muszą się na nim pojawiać nowe spółki, te regulacje muszą też być takie, by faktycznie sprzyjały długoterminowemu oszczędzaniu na rynku kapitałowym, tak aby nie było upośledzenia inwestowania na giełdzie względem chociażby nieruchomości.

Rynki w ciągu ostatnich 30 lat bardzo mocno się zmieniły. W przypadku rynku amerykańskiego można mówić chociażby o pasywnej rewolucji. A co z Polską? Czy branża TFI czuje na sobie oddech pasywnej konkurencji?

P.Sz.: Nie, gdyż ten sposób inwestowania i ETF-y nie są dla nas konkurencją. Wielu zarządzających wykorzystuje przecież ETF w swojej codziennej pracy do aktywnego zarządzania. To wszystko oczywiście zależy od produktu i od tego, czego w nim szukamy. Czasami jest tak, że ekspozycję na pewne sektory rynku uzyska się tylko przez zakup ETF-ów do portfela. Poza tym sposoby inwestowania są różne. Są osoby, które wolą inwestować indywidualnie, ale też i takie, dla których zbiorowy sposób inwestowania będzie lepszy niż nawet ETF. Dla mnie to nie jest konkurencja, a raczej uzupełnienie tego, co jest na rynku.

R.S.: Trudno czuć na sobie oddech zalążkowego biznesu, jakim są ETF-y w Polsce, chociaż też systematycznie rośniemy. Faktem jest, że ETF-y są używane przez aktywnych zarządzających, natomiast prawdą jest też to, że duża część klientów korzysta z zagranicznych ETF-ów. To jest też ta część rynku, która znajduje się obok nas. Moim zdaniem będziemy mieli dalej do czynienia ze współistnieniem zarządzania aktywnego i pasywnego, pytanie tylko o proporcje. W Polsce wydają się one być zaburzone, bo mamy za mało pasywnego zarządzania.

Ile czasu może zająć zmiana tych proporcji na polskim rynku?

R.S.: Wydaje mi się, że jest to proces, który będzie przebiegał jednak szybciej niż do tej pory. Może być tak, że rynek ten w Polsce nie będzie mocno rozwinięty, bo inwestorzy będą kupowali ETF-y zagraniczne i Polska będzie dla nich tylko niewielkim rynkiem, ale może być też tak, że polscy inwestorzy będą widzieli perspektywy rozwoju gospodarki, będą chcieli tutaj inwestować, a to też powinno przyciągnąć naszych konkurentów, czyli dostawców funduszy ETF, i to będzie powodowało szybszy rozwój. Kiedy myślę o tym, gdzie będzie Polska za dziesięć lat, to wierzę, że będzie dużo dalej niż dzisiaj.

Możliwa jest faktycznie taka symbioza między TFI a branżą ETF-ów? Zarządzający w Polsce, nawet jeśli dzisiaj wybierają fundusze ETF, to jednak są to instrumenty zagraniczne.

P.Sz.: To prawda, ale to też wynika z kwestii uregulowań wewnętrznych i zewnętrznych. Poza tym ta różnorodność dostępnych ETF-ów też jest bardzo ważna. Wydaje mi się jednak, że dla branży inwestowania pasywnego istnieje też pewne ryzyko. Zarządzający aktywnie starają się szukać pomysłów, jak zarobić więcej niż dany rynek. Branżę ETF-ów postrzegam natomiast jako tę, która na bazie poszukiwań aktywnych zarządzających tworzy też produkty. Powielanie różnych pomysłów przez nowe ETF-y doprowadzi nas w pewnym momencie do takiej różnorodności produktowej, że ciężko będzie to zrozumieć. Już dzisiaj wybór produktów jest zresztą bardzo duży i to może stać się też problemem.

R.S.: Różnorodność po stronie funduszy aktywnych jest jeszcze większa i jakoś ludzie sobie tam radzą. Dobrze, że koledzy z TFI próbują znaleźć „alfę”, tylko szkoda, że im się to nie udaje. Statystyka jest bezwzględna. Aktywny zarządzający jest w bardzo trudnej sytuacji, bo nie wystarczy mieć rację. To, że ma się rację i się kupi jakąś spółkę, to jeszcze nic nie znaczy. Inni muszą podzielać jego opinie i muszą też pójść za tym czyny. To też jest biznes o sumie zerowej. Oczywiście zawsze będzie większa zmienność po stronie funduszy aktywnych, które mają wyselekcjonowaną mniejszą grupę spółek niż szerokich indeksów, bo te będą przynosiły uśredniony wynik. Jeśli ktoś jest w stanie znaleźć dobrego zarządzającego, który przyniesie mu ponadprzeciętną stopę zwrotu, to niech tak działa. Jest to jednak bardzo trudne.

P.Sz.: Giełda to ruch. Bez podmiotów, inwestorów, którzy starają się wyprzedzać, pokonywać rynek i realizować pewne pomysły, nie będzie rynku.

Tylko w przypadku funduszy zarządzanych aktywnie często słychać, że są one po prostu drogie, a zarządzający mają problem, by faktycznie osiągać lepsze wyniki niż rynek.

P.Sz.: Oczywiście pod względem kosztów fundusze aktywne są droższe niż ETF-y. Zarządzający starają się jednak znajdować „alfę”, a nie tylko realizować średnią rynkową. TFI zdejmują też z klientów ciężar związany z analizą rynków, samodzielnym budowaniem portfela itp.

R.S.: My w dużej mierze możemy być tańsi, bo nie płacimy za dystrybucję, za którą płacą fundusze aktywne. Dużą część opłaty za zarządzanie pochłania właśnie dystrybucja funduszy. Nasi klienci kupują fundusze i to my jesteśmy ich wyborem. W przypadku funduszy aktywnych często jest tak, że są one sprzedawane inwestorom, którzy przychodzą do okienek bankowych, i za to bank pobiera wynagrodzenie. W przypadku ETF-ów warto też zwrócić uwagę na obrót dzienny. Dla ludzi, którzy nieco aktywniej podchodzą do rynku, jest to mocny argument. Fundusze tradycyjne kupuje się i sprzedaje na zamknięcie, po nieznanej cenie. To oczywiście nie musi być jakaś ogromna wada, szczególnie jeśli ktoś inwestuje na dłuższy okres.

TFI i ETF-y biją się o tego samego klienta?

P.Sz.: Wydaje mi się, że nie. Dla mnie klient ETF-ów to klient domu maklerskiego, dużo bardziej wyedukowany i ze świadomością tego, co robi. Klient TFI to jednak nieco inna grupa i przez to nie wchodzimy sobie za bardzo w drogę. Jest miejsce do rozwoju zarówno funduszy aktywnych, jak i pasywnych.

R.S.: Dla TFI główna grupa klientów to klienci bankowi. Aby inwestować w ETF-y, trzeba mieć rachunek maklerski. Tych jest ponad 1,5 mln, a aktywnych klientów jest faktycznie około 200 tys. ETF-y w Polsce nadal więc stanowią produkt niszowy.

GG Parkiet

Fundusze inwestycyjne
Okres nadzwyczajnej rentowności firm dobiegł końca
Fundusze inwestycyjne
Wyniki funduszy inwestycyjnych. Polskie akcje w czołówce. Miesiąc złota i srebra
Fundusze inwestycyjne
Maciej Kik, Generali Investments TFI: Dziś także mniejsze spółki przyciągają globalne fundusze
Fundusze inwestycyjne
Hossa w Hongkongu. Chińskie akcje znów rozbudzają wyobraźnię
Fundusze inwestycyjne
Przypływ niosący spółki wzrostowe trafił na falochron
Fundusze inwestycyjne
Bardzo blisko przesilenia na rynku obligacji skarbowych