Mimo rosnącego zainteresowania akcjami szef spółki Marek Rybiec promuje wśród klientów bezpieczniejszy fundusz absolutnej stopy zwrotu. To produkt skierowany do ludzi, którzy chcieliby zarobić więcej niż na lokacie, ale nie zamierzają ryzykować na giełdzie. W ten sposób Skarbiec TFI chce zawalczyć o klientów oszczędzających w bankach.
– Założenie jest takie, że chcemy zarabiać 6–9 proc. rocznie z maksymalnym poziomem spadku od najwyżej ceny jednostki mniej więcej o 5 proc. Tego typu fundusze są podstawą portfeli klientów zamożnych za granicą, ale powoli rozpowszechniają się też w Polsce. To dobry standard i taki standard chcemy wśród naszych klientów promować – mówi Rybiec.
Twierdzi, że mimo rosnących napływów do TFI nie widać jeszcze dużego zainteresowania funduszami akcji wśród tzw. ulicy, czyli ludzi, którzy na co dzień nie interesują się rynkami finansowymi. Konwersji jednostek dokonują głównie instytucje i menedżerowie portfeli.
– Zazwyczaj napływy do TFI pojawiają się po ok. 12 miesiącach pokazywania przez nie wysokich stóp zwrotu. Polacy sprawdzają historyczne wyniki, zamiast traktować akcje jak nieruchomości. Przecież kupujemy dom, kiedy jest tani, a staramy się sprzedać, kiedy jest drogi. Jeśli chodzi o fundusze, drobni inwestorzy zachowują się niestety odwrotnie. Obserwują to nasi doradcy, którzy zarządzają ich pieniędzmi – mówi Rybiec.
Przykład? W 2016 roku dominowały wypłaty z funduszy inwestycyjnych, choć był to raczej czas na zakupy. Wcześniej, w 2007 r., czyli tuż przed załamaniem na światowych giełdach, do funduszy akcyjnych napływy były rekordowo wysokie – w samym drugim kwartale blisko 12 mld zł. – Na szczęście idziemy w dobrą stronę, coraz więcej pieniędzy jest zarządzanych przez menedżerów – mówi Rybiec.