Negocjacje między Wielką Brytanią a Unią Europejską to od dłuższego czasu niekończąca się opowieść. Pierwotnie zakładano, że ostatecznym terminem podpisania założeń do nowej umowy handlowej będzie 15 listopada. Już wcześniej wiele wskazywało na to, że terminu tego nie uda się dotrzymać. I faktycznie tak się stało. Wydaje się jednak, że funt brytyjski był na to przygotowany. Inwestorzy nauczyli się żyć z różnymi spekulacjami. Teraz jest czas na faktyczne rozstrzygnięcia.
Odporni na wstrząsy
Właściwie nie ma tygodnia, aby rynek nie otrzymał porcji nowych informacji na temat postępów, a właściwie ich braku, w rozmowach. Premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson stwierdził ostatnio nawet, że kraj może funkcjonować bez umowy handlowej, co mogłoby sugerować, że nadal jest dalej niż bliżej porozumienia. To jednak tylko na chwilę przełożyło się na notowania funta.
– W weekend obie strony podkreślały potrzebę dalszych postępów. Kwestiami spornymi pozostają rybołówstwo i dyskusja na temat równych szans pomimo ciągłych komentarzy, że obie strony zbliżają się do porozumienia. Tymczasem wypowiedzi brytyjskich ministrów wskazały na możliwość ponownego przedłużenia rozmów. Źródła unijne sugerują, że w ostatnich dniach postęp w nierozstrzygniętych kwestiach spornych dotyczących brexitu był mniejszy, niż się spodziewano. Rynek funta bez wątpienia czeka jednak na sygnał – jest umowa czy jej nie ma – i nikt bez tego się nie ruszy, bo cena pomyłki jest za wysoka. Słowa takie jak te premiera Johnsona płoszą tych, którzy z wyprzedzeniem zechcieli budować długie pozycje – wskazuje Konrad Białas, główny ekonomista TMS Brokers. Inna sprawa, że Brytyjczycy, z premierem Johnsonem na czele, przyzwyczaili rynek do ostrych zagrywek i nie robią one już tak dużego wrażenia. – Mimo cały czas przedłużających się rozmów rozwodowych pomiędzy Londynem a Brukselą widać, że rynek wciąż liczy na znalezienie kompromisu w spornych kwestiach rzutem na taśmę w ostatnim momencie – wskazuje Rafał Sadoch, analityk BM mBanku.
Czekanie na konkret
Wiara w to, że ostatecznie dojdzie do porozumienia, jest dość powszechna. Wykazują ją chociażby analitycy Commerzbanku, którzy wskazują, że nie raz mieliśmy do czynienia z groźbami słownymi ze strony Brytyjczyków, ale co innego słowa, a co innego czyny. Oczywiście ważny może okazać się kształt samego porozumienia.