Jeszcze wczoraj rano niewiele zapowiadało, że WIG20 może ustanowić rekord hossy. Główne giełdy zanotowały straty, do czego przyczyniła się eskalacja konfliktu w Libii i drożejąca z tego powodu ropa naftowa, co wywołuje obawy o globalny wzrost gospodarczy.
Tymczasem wkrótce po rozpoczęciu sesji niezrażeni nie najlepszymi nastrojami na światowych rynkach inwestorzy z GPW wywindowali WIG20 powyżej poziomu 2800 pkt (w pewnym momencie sięgnął nawet 2820 pkt). Indeks pobił leżący na wysokości 2809 pkt grudniowy rekord hossy (biorąc pod uwagę maksymalne kursy w ciągu dnia).
[srodtytul]Radykalna zmiana[/srodtytul]
Atak na szczyt to zasadnicza odmiana w porównaniu z sytuacją, w jakiej WIG20 znajdował się jeszcze niespełna dwa tygodnie temu. Wówczas indeks wielkimi krokami zbliżał się do poziomu 2600 pkt, który część analityków traktuje jako kluczowy poziom wsparcia. Od tego czasu WIG20 zdołał jednak w szybkim tempie podnieść się o prawie 6 proc. W efekcie z poziomu dolnej granicy przedziału, w jakim wahał się od listopada ub. r., szybko dotarł do górnej jego granicy.
Gdyby pokonanie owej granicy okazało się trwałe, to przed WIG20 otworzyłaby się droga ku poziomowi 3000 pkt (poprzednio indeks znajdował się?tak wysoko jeszcze w maju 2008 r.). Teoretycznie nie powinno to być zadanie ponad siły, skoro dystans, jaki dzieli indeks od tego poziomu, jest równy przedziałowi, w jakim WIG20 tkwił przez ponad cztery miesiące. Zwykle po tak długotrwałym zastoju można się spodziewać dynamicznego ruchu notowań. Oczywiście pod warunkiem, że wczorajszy atak na szczyt hossy nie okaże się tzw. fałszywym sygnałem, po którym notowania cofną się sporo poniżej 2800 pkt.