Nasze obliczenia pokazują dobitnie, że są to odpływy większe niż po krachu w II połowie 2011 roku. Większy exodus kapitałów odnotowaliśmy wyłącznie w trakcie wielkiej bessy w 2008 roku (ponad 11 mld zł). Tyle tylko, że tamte odpływy były poprzedzone przez równie silne napływy z 2007 roku.
Obliczany przez nas wskaźnik skumulowanych napływów netto cofnął się do poziomów, na jakich był m.in. w lecie 2008 r.
W ostatnich miesiącach, wraz z turbulencjami rynkowymi, pieniądze zaczęły uciekać nawet z funduszy mieszanych (zrównoważonych, stabilnego wzrostu itp.). Wszystko to traktujemy jako oznaki wyjątkowo silnej awersji do ryzyka. Charakterystycznej raczej dla długotrwałej dekoniunktury na giełdzie.
Akcje bez przewagi nad obligacjami
W trakcie hossy z prawdziwego zdarzenia akcje przynoszą stopy zwrotu wyraźnie wyższe niż np. konkurujące z nimi obligacje skarbowe. Aby zobrazować relacje między tymi dwiema klasami aktywów, obliczamy i monitorujemy współczynnik akcje/obligacje będący ilorazem wartości WIG-u i publikowanego przez GPW indeksu TBSP (Treasury BondSpot; koszyk indeksu obejmuje obligacje skarbowe o stałym oprocentowaniu i zerokuponowe). Okazuje się, że również i ten współczynnik jest na poziomach z okresu tuż po upadku Lehman Brothers. Jednocześnie jego wartość jest mniej więcej o połowę (!) niższa niż na szczycie giełdowej hossy w 2007 roku. Owszem, do historycznych dołków jeszcze nie spadł (do nich akurat sporo brakuje), ale ciężko byłoby się upierać przy tezie, że akcje na GPW mają za sobą okres wyjątkowej przewagi nad obligacjami.
Reasumując, podczas gdy na Wall Street trwa debata na temat tego, kiedy zakończy się trwająca od ponad dziewięciu lat hossa, to na naszym rodzimym parkiecie niektóre wskaźniki zachowują się tak, jakby indeksy miały za sobą wiele miesięcy zniżek. Wskaźniki wycen, takie jak CAPE lub P/BV, są na poziomach z jesieni 2008 r. – gdy ostatnia bessa trwała już od roku. Współczynnik akcje/obligacje jest w ostatnich latach w trendzie bocznym, a fundusze akcyjne mają za sobą trzy lata silnych odpływów kapitału. To nie wygląda jak klasyczna hossa, której szczyty miałyby być w zasięgu ręki...