Rynek akcji jest przeregulowany

Publikacja: 29.05.2019 18:15

Gościem Grzegorza Siemionczyka w środowym wydaniu #PROSTOzPARKIETU był Jarosław Dominiak, prezes Sto

Gościem Grzegorza Siemionczyka w środowym wydaniu #PROSTOzPARKIETU był Jarosław Dominiak, prezes Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych.

Foto: Archiwum

W piątek w Karpaczu rozpoczyna się 23. edycja organizowanej przez SII konferencji Wall Street, największego w Polsce spotkania inwestorów indywidualnych. Program jak zwykle jest bardzo bogaty. Na co szczególnie zwróciłby pan uwagę?

W tym roku będziemy mieli ponad 80 prelegentów, a więc spektrum tematów, które będą poruszane, faktycznie będzie bardzo szerokie. Dawniej nasze konferencje miały jakiś wiodący temat. Ale od kilku lat, gdy konsultujemy się z inwestorami, pytamy, co ich interesuje i o czym chcieliby posłuchać, otrzymujemy tyle sugestii, że ciężko je zawęzić do jakiegoś przewodniego hasła. Tradycyjnie na Wall Street będą spotkania z najlepszymi analitykami, którzy opowiedzą o perspektywach rynku, a ponadto m.in. rozmowy na temat technologii blockchain i jej przełożenia na rynek kapitałowy. Zaplanowaliśmy też dyskusje o rozgrzanym rynku nieruchomości oraz crowdfundingu udziałowym, obok którego trudno przejść obojętnie. Uczestnicy konferencji będą mogli poznać emitentów z tego rynku, a także umożliwiające ten rodzaj finansowania platformy. Każdy inwestor znajdzie w Karpaczu coś dla siebie.

Crowdfunding faktycznie prężnie się w Polsce rozwija. Mam wrażenie, że po ten rodzaj finansowania sięgają nawet spółki, które dawniej szukałyby pieniędzy na NewConnect. Z czego to wynika?

Rzeczywiście, oferty kierowane na rynek crowdfundingowy często pasowałyby do rynku NewConnect. Należy zadać sobie pytanie, dlaczego emitenci wolą inną opcję? Wygląda na to, że rynek publiczny jest przeregulowany. Na sztandarach wpisana jest ochrona inwestora indywidualnego, ale jest pewna granica, po której przekroczeniu nie ma go już przed czym chronić, bo rynek się zwija. Zjawisko delistingów i odwracania się od giełdy sugeruje, że już tę granicę przekroczyliśmy.

Ale brak regulacji, dzięki którym crowdfunding jest dla emitentów prostszy i tańszy niż publiczna oferta akcji, oznacza też, że inwestorzy często otrzymują wybiórcze informacje o spółkach i nie mają jasnej drogi wycofania się z inwestycji. Czy SII zaleca swoim członkom, przyzwyczajonym do standardów regulowanego rynku, ostrożność?

Zakres obowiązków informacyjnych emitentów oraz weryfikacja tych danych, a także dopracowanie procedur wyjścia z inwestycji, to największe wyzwania dla tego rynku. Operatorzy platform crowdfundingowych powinni na to kłaść nacisk. Od inwestorów często słyszę, że widzą na tym rynku atrakcyjne spółki, których rozwój chętnie wsparliby nawet większą kwotą niż te, które dominują w internetowych zbiórkach, ale blokują ich właśnie te bariery. Dużą rolę do odegrania ma tu również edukacja. Musimy się zastanowić, jaki odsetek osób, które decydują się na zainwestowanie choćby niewielkich kwot na rynku crowdfundingowym, jest świadoma, że ma do czynienia z instrumentem finansowym.

Zna pan przypadek spółki, która zebrała pieniądze w drodze crowdfundingu i upadła?

Na tych największych platformach takich przypadków nie znaleźliśmy. Ale z drugiej strony słyszymy od inwestorów, że oni właściwie nie wiedzą, co się dzieje ze spółką, w którą zainwestowali dwa lata wcześniej. Chciałbym jednak podkreślić, że o ile trzeba uczulać inwestorów na pułapki związane z nowym rynkiem, na jego specyfikę, o tyle nie można też przesadzić z tymi ostrzeżeniami, aby nie ograniczyć płynności tego rynku. Skoro pojawiają się kolejni emitenci i znajdują chętnych na swoje udziały, to trzeba ten rynek dobrze zorganizować, ale nie zdusić jego rozwoju.

W Karpaczu najważniejsze będą rozmowy kuluarowe. To one pokażą, czym żyje dziś środowisko inwestorów indywidualnych. Czego pańskim zdaniem mogą dotyczyć?

Dzisiaj mogę jedynie zgadywać. Przypuszczam jednak, że ci inwestorzy, którzy są zmęczeni utrzymującym się od lat marazmem na polskim rynku akcji, ale nie chcą szukać alternatyw na rynku kryptowalut czy crowdfundingu, zadają sobie pytanie, jak PPK wpłyną na rynek. Czy to będzie dla giełdy taki sam bodziec, jakim były przez lata OFE?

Wśród przyczyn tego marazmu wymienia się powszechnie niepewność związaną z dalszymi losami OFE. Wydaje się jednak, że ta niepewność wkrótce zniknie. We wtorek ruszyły konsultacje projektu ustawy, na mocy której pieniądze z OFE trafią na IKE lub do ZUS. Jak pan ocenia ten projekt?

Spośród wszystkich pomysłów, jakie się pojawiały na rozstrzygnięcie sprawy OFE, obecne rozwiązanie nie jest najgorsze. Najważniejsze jest jednak to, choć to truizm, że w końcu wiemy, co się z OFE stanie. Teraz inwestorzy muszą przeanalizować, czy efektem tych zmian będzie większy popyt na rynku dzięki spadkowi niepewności, czy raczej górę weźmie podaż akcji np. ze względu na większy od oczekiwań przepływ środków do ZUS.

Projekt zakłada, że domyślną opcją będzie przeniesienie środków z OFE na indywidualne konta emerytalne. Aby pieniądze trafiły do ZUS, będzie trzeba złożyć wniosek. ZUS jednak, jak pisaliśmy kilka dni temu w „Parkiecie", najwyraźniej zamierza o te pieniądze powalczyć. Zapowiedział właśnie największą od dekady stopę waloryzacji składek: o 9,2 proc. Takiej stopy zwrotu z inwestycji na rynku próżno szukać. Czy pańskim zdaniem Polacy dadzą się tym skusić?

Projekt ustawy nie pozostawia złudzeń, że rządzącym zależy na tym, żeby pieniądze z OFE trafiły na IKE. Wtedy do budżetu trafiłaby opłata przekształceniowa sięgająca 15 proc. aktywów. Tak można np. interpretować to, że okienko czasowe na złożenie wniosku o przeniesienie środków do ZUS jest krótkie, a przeniesione tam aktywa nie będą dziedziczone. Ale takie stopy zwrotu, o jakich mowa, faktycznie działają na wyobraźnię. Jeśli ten komunikat trafi do osób, które nie mają wiedzy o finansach i porównają stopę waloryzacji z przeciętnym oprocentowaniem lokat, to mogą poważnie rozważać tę opcję. Nie zaryzykowałbym dziś tezy, że zgodnie z założeniem ustawodawcy do ZUS trafi tylko 20 proc. środków z OFE.

W trwającej obecnie grze giełdowej „Parkietu" udział bierze ponad 3 tys. osób. Wydaje się, że to całkiem dobry wynik, świadczący o tym, że giełda wciąż Polaków interesuje. A podobno inwestorzy indywidualni są na wymarciu.

Marazm na rynku sprawia, że część ludzi chce to przeczekać. Ale zarówno konkurs „Parkietu", jak i wspomniany już crowdfunding pokazują, że tysiące ludzi interesują się inwestowaniem. Mentalnie nasz rynek pozostał w czasach, gdy mieliśmy dużo prywatyzacji, a na giełdę płynęły pieniądze z OFE. Instytucje finansowe nie miały wtedy problemów z pozyskaniem klientów. Dzisiaj jednak trzeba o nich walczyć, pokazywać im zalety inwestowania. Widać bowiem, że jeśli Polakom zaoferuje się atrakcyjny produkt inwestycyjny, to oni chętnie w to wchodzą. gs

Finanse
Już wiadomo, co zamiast WIBOR
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Kredyty złotowe nie do podważenia
Finanse
KS NGR wybrał indeks WIRF jako wskaźnik referencyjny zastępujący WIBOR
Finanse
Finansowa dziesiątka połączyła siły
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Finanse
Dom Development wyemitował obligacje o wartości 140 mln zł
Finanse
Ghelamco Invest zdecydował o emisji obligacji serii PZ9-2 o wartości nom. do 6 mln zł