Rok 2018 rozpoczął się w bardzo dobrych nastrojach, szczególnie na Wall Street. Na kontraktach na indeks S&P500 w ciągu 10 pierwszych sesji roku odnotowano dziewięć historycznych maksimów. Dobre nastroje panują jednak na całym świecie i wykroczyły poza rynki akcji. Czy przesadny optymizm może zwiastować kłopoty?
Wzrosty na globalnych giełdach, szczególnie w USA, trwają już dziewięć lat, więc wzrostowy początek roku nie powinien być szczególnie zaskakujący. W obecnej sytuacji nie dziwią jednak same wzrosty, ale atmosfera euforii i braku ryzyka na rynkach. Zacznijmy od Wall Street. Za nami dziewięć lat wzrostów, a jeszcze nigdy ten okres nie był dłuższy. Wiele miar fundamentalnych jest już na abstrakcyjnych poziomach. Wskaźnik ceny do zysku dla S&P500 co prawda jest niższy niż w szczycie bańki dot.comów, jednak wówczas wywindowany był przez wyceny spółek, które często nie notowały żadnych zysków. W wersji Shillera jesteśmy już na drugim najwyższym poziomie w historii, mniej więcej w okolicach szczytu z 1929 r. Jeszcze wyżej plasuje nas miara S&P500 względem amerykańskiego PKB, gdzie szczyt z 2000 r. jest tuż-tuż. Także wzrosty z początku roku muszą być rozpatrywane w kontekście bardzo wysokiego punktu startowego. Inwestorzy koncentrujący się na GPW mogą nie odbierać tego w ten sposób, gdyż europejskie rynki przeżyły poważne zakłócenie w postaci eurokryzysu, a do tego na nasz rynek negatywny wpływ miały także czynniki krajowe (marginalizacja OFE, przecena spółek energetycznych etc.). Tym niemniej patrząc również na indeksy globalne znajdujemy się blisko szczytów hossy i należy założyć, że ewentualna zmiana tendencji będzie obejmować również GPW. Pytanie jednak – jak blisko.
Poziom wycen to jedno, ale daje się zauważyć brak obaw o jakiekolwiek zagrożenia. Pokazują to dobrze różnego rodzaju indeksy nastrojów.
Sporządzany przeze mnie indeks dla S&P500, bazujący m.in. na nastrojach inwestorów czy odchyleniu indeksu od trendu przez dużą część 2017 r., znajdował się w neutralnym położeniu jednak teraz wzrósł w obszar wykupienia. Tego rodzaju wskaźniki mogą mieć charakter kontrariański, tj. zbyt duży optymizm może zwiastować korektę. Jest to tym bardziej realne, jeśli odnotujemy, że okres bez 5-proc. korekty na Wall Street zbliża się do rekordowych 400 dni bez korekty. Ekstremalny optymizm widoczny jest nie tylko na rynku akcji. Ceny ropy czy miedzi w okolicach odpowiednio 70 dolarów za baryłkę czy 7 tys. dolarów za tonę mogą nie robić wrażenia na tle maksimów z poprzednich lat, jednak zostały one osiągnięte przy ekstremalnym zaangażowaniu kapitału spekulacyjnego. W obydwu przypadkach zaangażowanie na rynku kontraktów jest nie tylko na historycznych maksimach, ale jednocześnie znacznie powyżej wcześniejszych szczytów.
Podobnie jest w przypadku zaangażowania spekulantów w euro, które stało się synonimem ostatniej fazy globalnego ożywienia. Trudno nie traktować tego jako systemu naczyń połączonych.