Specyfika zarządzania finansami w spółce giełdowej od zawsze polegała na tym, że emitenci musieli uwzględniać konieczność raportowania wyników finansowych i innych ważnych zdarzeń, a w zamian za to dostawali dostęp do tańszego finansowania. Zmiany makroekonomiczne i regulacyjne ostatnich lat spowodowały jednak, że równowaga ta uległa bardzo istotnemu zachwianiu czy wręcz zaburzeniu. Z jednej strony bowiem nastąpił bardzo istotny wzrost obciążeń, z drugiej – spadek korzyści.
Obowiązek raportowania to nie tylko koszt finansowy i organizacyjny związany z przygotowaniem sprawozdań finansowych. Wiąże się z tym konieczność ujawnienia wielu istotnych danych konkurencji, a ponadto zmusza do skrócenia horyzontu czasowego prowadzonych przedsięwzięć. Jeśli emitent publikuje kwartalne sprawozdania finansowe, to trudno planować długofalowe działania. Dla inwestorów zawsze najważniejszy jest ostatni raport, a zatem ostatni kwartał i nie ma co się łudzić, że jest inaczej. Niektórzy uważają, iż inwestorzy instytucjonalni podejmują decyzje w oparciu o dużo dłuższy horyzont, ale w praktyce też postępują krótkoterminowo: OFE szukają pieniędzy na pokrycie luki finansowej wynikającej z mechanizmu suwaka, a podmioty zarządzające aktywami starają się osiągnąć jak najlepsze krótkoterminowe wyniki, aby w ten sposób promować sprzedaż ich produktów.
Sytuacja ta w ostatnich latach uległa dalszemu pogorszeniu w związku z większymi wymogami dotyczącymi niezwłocznego raportowania o wszelkich istotnych zdarzeniach, czy też raportowania czynników niefinansowych: społecznych, pracowniczych, środowiskowych oraz dotyczących praw człowieka i przeciwdziałania korupcji. Wszystkie te nowe regulacje konkurują pomiędzy sobą wysokością sankcji, które są całkowicie oderwane od realiów polskiego rynku kapitałowego. Koszty obecności na rynku stają się absurdalnie wysokie i składają się na nie: koszty spełniania wymogów regulacyjnych, koszty otwartości informacyjnej oraz koszty narażania spółek i ich władz na coraz większe ryzyko.
Na drugiej szali „giełdowości" spółki leży dostęp do kapitału i przez wiele lat równoważyło to opisane powyżej niedogodności. Obecnie jednak wyceny akcji są tak niskie, a dostęp do finansowania dłużnego jest tak łatwy i tani, że relacje te uległy bardzo istotnej zmianie. Wzbierająca od trzech lat fala delistingów wskazuje, że fakt notowania generuje raczej „wartość odjętą" zamiast wartości dodanej.
Warto nadmienić, że nowe wymogi (zwłaszcza na rynku polskim) nie uwzględniają potrzeby konkurencji w obszarze regulacyjno-nadzorczym i to konkurencji dwojakiego rodzaju. Pierwszy z nich to konkurencja pomiędzy poszczególnymi krajami – dzisiejsze rozwiązania technologiczne pozwalają bez problemu świadczyć w ramach UE transgraniczne usługi finansowe, a przecież są kraje, gdzie regulacje unijne wdrażane są bez ich „pozłacania", nadzór zaś skoncentrowany jest raczej na rozwoju rynku niż na ograniczaniu ryzyka. Drugi natomiast dotyczy konkurencji wobec „reszty świata", tj. bardzo obszernego rynku nieregulowanego lub nawet nieregulowalnego, a także rynku randomowego, które to rynki dają dużo więcej możliwości zarobienia i stracenia pieniędzy.