Od kilku lat emitenci narzekają, że notowanie na giełdzie wiąże się z olbrzymimi kosztami, a nie daje istotnych korzyści. W większości to prawda, ale tym bardziej wypadałoby podjąć wszelkie działania, aby te niewielkie korzyści maksymalizować. Tym bardziej że niekiedy nie wymaga to istotnych nakładów organizacyjnych ani finansowych.
Czytelnicy „Parkietu" doskonale wiedzą, jakimi dodatkowymi wymogami obciążona jest spółka giełdowa. Nadmiarowe regulacje (właściwe dla globalnych koncernów, ale niekoniecznie adekwatne dla spółek małych i bardzo małych) wiążą się z ryzykiem (wysokie potencjalne sankcje odstręczające menedżerów od ponoszenia ryzyka, a niekiedy nawet od pracy w spółkach giełdowych), kosztami compliance (finansowymi i organizacyjnymi) oraz ograniczeniem konkurencyjności wskutek nadmiernej otwartości informacyjnej wobec nienotowanych podmiotów z branży.
Z drugiej strony niedogodności te mogłyby być rekompensowane dostępem do finansowania, gdyby emisja nowych akcji miała uzasadnienie ekonomiczne. Wobec rekordowo niskich wycen spółek i stóp procentowych finansowanie poprzez emisję akcji nie ma bezpośredniego uzasadnienia ekonomicznego. Można się jednak doszukać uzasadnienia pośredniego – niepowiązanego wprost z wynikiem finansowym spółki, ale dającego długoterminowe korzyści wynikające z lojalności klientów i pracowników.
Podczas ubiegłotygodniowego XI Kongresu Relacji Inwestorskich SEG miałem przyjemność podyskutować po raz pierwszy nie o teoretycznych możliwościach, ale o realnie funkcjonującym programie lojalnościowym opracowanym przez PKN Orlen. Mniejsza o szczegóły (każdy może je sobie znaleźć w sieci), ale ważny jest sam fakt, że po blisko 30 latach istnienia rynku przełamana została żelazna kurtyna pomiędzy komunikacją z inwestorami a komunikacją z klientami. Dotychczas te dwie grupy funkcjonowały całkowicie oddzielnie. Co roku, analizując komunikację internetową spółek z inwestorami w ramach konkursu Złota Strona Emitenta, moje zdziwienie budził rozdźwięk pomiędzy bogatymi środkami komunikacji z „normalnymi" klientami a dość ubogą paletą rozwiązań kierowanych do akcjonariuszy. Może nareszcie nadeszła pora, aby to zmienić.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie każdy jest Orlenem. Nie każdy ma dość zasobów, aby zrobić odpowiednio „wypasiony" program, kampanię informacyjną, czy też nie każdy ma siłę przekonywania wobec domów maklerskich, aby się do takiego programu przyłączyły. Ale po pierwsze można skorzystać z przetartego szlaku i skopiować gotowe rozwiązania, a po drugie – można taki program zrobić przy minimalnych kosztach. Wystarczy tylko w spółkach działających w modelu biznesowym B2C wykonać dwa ćwiczenia intelektualne: „jak z klientów zrobić akcjonariuszy" i „jak z akcjonariuszy zrobić klientów".