Po dwóch spadkowych tygodniach notowania metali szlachetnych w końcu wypracowały tygodniową zwyżkę. Nie była ona co prawda duża, ale pozwoliła notowaniom złota i srebra nadrobić straty z wcześniejszych kilku sesji. Cena złota powróciła do rejonu 1850–1870 USD za uncję, podczas gdy notowania srebra na nowo znalazły się w rejonie 25–26 USD za uncję.
Powrót notowań złota i srebra do zwyżek to w dużej mierze zasługa spadku wartości amerykańskiego dolara. Waluta USA zanotowała korektę na początku bieżącego roku, jednak inwestorzy zaczynają zdawać sobie sprawę z faktu, że rynkowe fundamenty nie prezentują się dla dolara dobrze. Przede wszystkim Rezerwa Federalna potwierdziła zamiar przedłużenia wyjątkowo luźnej polityki monetarnej na co najmniej cały bieżący rok, o ile w międzyczasie nie wydarzy się nic istotnego w globalnej gospodarce. Dodatkowo administracja nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych Joe Bidena zapowiedziała ogromny pakiet stymulacyjny, który niewątpliwie będzie przyczyniał się do wzrostu inflacji.
Takie perspektywy dla dolara oznaczają, że złoto i srebro będą miały okazję jeszcze zabłysnąć. Na razie stoi im na drodze kilka technicznych oporów, jednak to właśnie wycena USD prawdopodobnie okaże się dla kruszców decydująca. Dodatkowo warto nadmienić, że metale szlachetne, podobnie jak inne surowce, stają się dla wielu inwestorów atrakcyjne ze względu na fakt, że wciąż mają one rozsądne wyceny w porównaniu z innymi aktywami, np. akcjami. ¶ Druga dekada XXI w. przyniosła dalszy dynamiczny wzrost globalnego zadłużenia. Równocześnie wskutek światowej pandemii proces ten przyspieszył w minionym roku. Skalę problemu ilustrują najnowsze dane publikowane przez Międzynarodowy Instytut Finansów (ang. IIF).
Wynika z nich, iż na koniec III kwartału 2020 r. poziom globalnego zadłużenia zamknął się astronomiczną kwotą prawie 273 bln dolarów. Przy czym wzrost zadłużenia liczony od końca I kwartału ubiegłego roku, czyli od momentu wybuchu na skalę światową epidemii, do końca września wyniósł prawie 15 bln dolarów. Dane w wartościach bezwzględnych są już tak duże, że stają się abstrakcyjne dla przeciętnego zjadacza chleba. Być może zatem do wyobraźni bardziej trafiają dane o wielkości zadłużenia w relacji do światowego PKB. W takim ujęciu dług wynosi ponad 363 proc., czyli o ponad trzy i pół raza przewyższa wartość dóbr i usług wytworzonych w gospodarce światowej. Co więcej, szacunki IIF zakładają dalszy wzrost długu w kolejnych kwartałach, w miarę jak gospodarki będą finansować skutki pandemii.
W tej sytuacji coraz powszechniej zadawane jest pytanie o to, co zrobić z górą długów. Najlepszym rozwiązaniem wydaje się opcja tzw. wyrośnięcia z długu. W skrócie polega ona na tym, iż wzrost gospodarczy jest szybszy niż przyrost zadłużenia, w efekcie czego maleje udział długu w relacji do PKB. Jednak trudność takiego rozwiązania polega na tym, iż wielkość zadłużenia osiągnęła już tak wysoki poziom, że wzrost gospodarczy przez długi czas musiałby notować znacznie szybsze tempo przyrostu niż wzrost długu. Tymczasem w ostatnim okresie jest dokładnie odwrotnie. W III kwartale ubiegłego roku dług w ujęciu rocznym zwiększył się o 7,9 proc., podczas gdy realny PKB na całym świecie, według prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW), obniży się w całym 2020 r. o 4,4 proc. Widać więc, że ta opcja może być trudna do zrealizowania. Innym rozwiązaniem, jednak dużo gorszym, jest znaczący wzrost inflacji, co zmniejszy realną wartość zadłużenia. Taki scenariusz teoretycznie wydaje się możliwy w przypadku, gdyby banki centralne kontynuowały politykę monetarną polegającą na utrzymywaniu ekstremalnie niskich stóp procentowych, a gospodarki nabrały rozpędu po ustaniu epidemii.