Według danych Dealogic IPO InPostu to nadal największa tegoroczna pierwsza publiczna oferta w Europie. I – to już nie za Dealogic – jedno z największych rozczarowań roku na giełdowym parkiecie.
Warte 3,9 mld dolarów IPO przyciągnęło uwagę mediów. Podobnie zresztą jak udany debiut i pierwsze dni handlu. Wraz z nastaniem spadków uwaga opadała, a jeśli już pojawiało się zainteresowanie kursem, to w takich chwilach jak jego kilkunastoprocentowy spadek spowodowany obniżeniem prognoz na 2021 r. Gdy piszę te słowa, kurs InPostu właśnie odbił od dna – 9,86 euro – i raźno ruszył ku 10 euro. Do ceny emisyjnej – 16 euro – i kursu na zamknięcie pierwszego dnia notowań – 18,42 euro – nadal sporo brakuje.
Z dziesięciu największych europejskich IPO w mikołajki na plusie były cztery spółki. W kolejności mierzonej wartością IPO były to październikowy debiutant Volvo Car, debiutujące w marcu Vantage Towers, kwietniowy debiutant Allfunds Group oraz Acciona Energia, która na giełdę weszła w czerwcu. Te, które od debiutu staniały, straciły od kilku czy kilkunastu procent do przeszło 50. A wszystko to działo się w czasie, gdy paneuropejski indeks Stoxx 600 Europe zyskiwał od początku roku blisko 17 proc.
Dlaczego akcje z większości miliardowych IPO taniały? Po pierwsze dlatego, że IPO pod względem osiągniętej w nim ceny było sukcesem. Banki inwestycyjne odpowiedzialne za oferty zrobiły to, za co im zapłacono, czyli przekonały inwestorów, że warto kupić oferowane akcje. A przekonały, kreśląc – wspólnie z zarządami spółek – jeśli nie bardzo optymistyczne, to przynajmniej bardzo dobre prognozy. Wielu firmom – jak np. InPostowi i Deliveroo – pomógł pierwszy rok pandemii, która napędziła spółkom klientów. Pomogły też dobre nastroje na zmęczonych lockdownami rynkach i tani pieniądz.
A co zaszkodziło? Bez wątpienia zbyt duży początkowy optymizm inwestorów co do potencjału spółek, czyli to, że wraz z akcjami kupili wizje sprzedawane w IPO. Wizje, które nie zawsze się realizowały. Po drugie, doraźne zdarzenie. Ot choćby to, że Komisja Europejska chce przekwalifikować 4,1 mln osób zatrudnianych w dowolnej formule przez firmy kurierskie, organizujące transport osób czy dowożące żywność na pracowników etatowych tych spółek. Ewentualne udowodnienie, że owa osoba nie jest pracownikiem, spoczywałoby na platformie oferującej usługi.