Na koniec 2017 r. do sieci pięciu największych operatorów systemów dystrybucyjnych było przyłączonych prawie 28,7 tys. mikroinstalacji. Ich skokowy przyrost zauważalny jest na przestrzeni ostatnich trzech lat. O ile jeszcze na koniec 2015 r. było niewiele ponad 4,7 tys. takich instalacji, o tyle rok 2016 zakończył się przekroczeniem 16 tys. mikroźródeł, zaś w ubiegłym roku przybyło ponad 12,5 tys. instalacji.

Największy potencjał mikroźródeł posiada obecnie PGE Dystrybucja, do której sieci podłączonych jest ponad 9,3 tys. prosumentów, czyli odbiorców wytwarzających prąd z panelu słonecznego na dachu i zużywających go częściowo na własne potrzeby. Z kolei najmniej (ok. 540) jest ich w sieci firmy Innogy Stoen Operator, będącej dystrybutorem energii w Warszawie i okolicach, co można tłumaczyć niewielkim obszarem działania spółki. Lidera goni Tauron Dystrybucja z liczbą ponad 9,1 tys. mikroinstalacji podłączonych do sieci. Zarówno dystrybucyjna spółka PGE, jak i Tauronu odskoczyły od Energi i Enei, które mają odpowiednio ponad 5,4 tys. i ponad 4,25 tys. mikroinstalacji na swoim terenie.

Jak zauważa Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej, większość z ok. 200 MW mocy z mikroinstalacji zbudowano, korzystając z dotacji, głównie regionalnych programów operacyjnych (ok. 90 proc.), ale też programu Prosument Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej oraz programów wojewódzkich funduszy. – Kiedy fundusze unijne i oparte na nich projekty parasolowe się skończą, to przyrost źródeł prosumenckich przystopuje – przewiduje Wiśniewski. AWK