– W Polsce zajmujemy silną pozycję, jeżeli chodzi o OZE, i chcemy ją jeszcze bardziej umacniać. Zmiana nazwy jednej z naszych kluczowych spółek jest tego wyrazem – tak p.o. prezesa Energi Grzegorz Ksapko podsumował przemianowanie spółki Energa Wytwarzanie w Energę OZE.
W ten sposób Energa włącza się do wyścigu państwowych koncernów o to, który będzie awangardą polskiej transformacji energetycznej. Energa podkreśla, że już dziś ponad 30 proc. jej miksu wytwórczego to energia elektryczna ze źródeł OZE. Firma posiada 46 elektrowni wodnych, pięć farm wiatrowych oraz dwie farmy fotowoltaiczne – wszystkie te źródła osiągają łącznie moc 444 MW. Ten potencjał ma być sukcesywnie rozwijany w kolejnych latach.
Trudno jednak będzie koncernowi z Gdańska dogonić np. największą spośród polskich firm energetycznych, czyli PGE. PGE posiada 14 farm wiatrowych na lądzie, 29 elektrowni wodnych, cztery elektrownie szczytowo-pompowe oraz farmę fotowoltaiczną na górze Żar. Z pozoru może się wydawać, że to porównywalny potencjał – ale PGE podkreśla, że produkuje z tych źródeł 2188,9 MW, niemal pięciokrotnie więcej.
Przyczyny tego zwrotu w stronę OZE są znane: to rosnące koszty kupna uprawnień do emisji CO2 oraz stopniowy odwrót instytucji finansowych od inwestycji opartych na węglu. Z tych uwarunkowań doskonale też zdają sobie sprawę inwestorzy giełdowi. Stąd podkreślanie budowania zasobu alternatywnych źródeł energii powinno przynosić efekty wizerunkowe. Eksperci są jednak sceptyczni, czy tak się stanie.