Za legislacyjne zmiany zapłacą ostatecznie nabywcy mieszkań
Branża utyskuje nie tyle na same zmiany przepisów o warunkach technicznych budynków czy planowaniu przestrzennym, ile na sposób i tempo wprowadzania. Należy liczyć się ze wzrostem kosztów inwestycji – a to zostanie jak zwykle przerzucone na ceny mieszkań.
– Każde rozporządzenie, które wchodzi z krótkim vacatio legis, powoduje turbulencje w procesach administracyjnych i projektowania. To konkretne rozporządzenie tworzy dodatkowe koszty i ogranicza chłonność działek, niesie więc dodatkowe koszty, które są przerzucane na klienta. Poprzednie rozporządzenia, które miały na celu zwiększenie efektywności energetycznej, podnosiły również koszty budowy i ceny sprzedaży. Deweloperzy dostarczają więcej w lepszej jakości, ale niesie to ze sobą dodatkowe obciążenia – mówi Waldemar Wasiluk, wiceprezes Victorii.
– Sprostamy nowym wymaganiom, ale będzie wymagało to dodatkowych nakładów. Co więcej, zmiany wpłyną na inwestycje będące w przygotowaniu, czego deweloperzy nie mogli przewidzieć w momencie nabywania nieruchomości. To z pewnością kolejny czynnik wpływający na rosnące ceny mieszkań – mówi Mateusz Bromboszcz, wiceprezes Atalu.
Szef Lokum Bartosz Kuźniar przypomina o reformie planistycznej sprzed 20 lat, której konsekwencją było podwojenie cen mieszkań w ciągu trzech–czterech lat z uwagi na niedostępność gruntów z pozwoleniami na budowę i niewydolną administrację publiczną. – Obecna reforma przyniesie podobne skutki. Jeśli zależy nam na zwiększeniu dostępności mieszkań – zarówno deweloperskich, jak i spółdzielczych czy komunalnych na tani najem, a wszystkie kategorie będą realizowane na podstawie tych samych przepisów – to proponujemy nie powielać błędów z przeszłości. Należy wydłużyć okres uchwalania planów ogólnych przynajmniej do końca 2027 r., by były to dokumenty przemyślane – ocenia Kuźniar.