W kwietniu w siedmiu największych aglomeracjach sprzedano 5 tys. mieszkań, o 10 proc. więcej niż w marcu i najwięcej od 15 miesięcy. Mamy kolejny miesiąc odbicia – z czego on wynika, pamiętając, że sprzedaż to w waszych statystykach, upraszczając, umowy deweloperskie, zatem podpisywane przez tych, którzy płacą gotówką lub mają dograny kredyt. Zatem nie ma tu bezpośrednio działania programu „Bezpieczny kredyt”...
„Bezpieczny kredyt” został przyjęty przez Senat, jesteśmy już blisko, ale na bezpośredni wpływ programu musimy poczekać prawdopodobnie do sierpnia, września.
Widzimy od jakiegoś czasu pośredni wpływ programu. Decyzję o finalizowaniu zakupu zaczęły podejmować osoby, które przyglądały się rynkowi od kilku, czasami nawet kilkunastu miesięcy, czekając np. na zatrzymanie lub spadek cen. Kiedy minister Waldemar Buda w grudniu ogłosił program, już w styczniu widzieliśmy pierwszych klientów, którzy ocenili, że „Bezpieczny kredyt” zostanie wprowadzony i spowoduje dalszy ubytek niezbyt dużej oferty oraz dalszy wzrost cen. Stąd decyzja o dokonywaniu transakcji – za gotówkę lub przy posiłkowaniu się standardowym kredytem. Przy tym część tych osób w dalszym ciągu nie kupowałaby, jednak doszło do poluzowania bufora ostrożnościowego przy badaniu zdolności kredytowej. Tym samym warunki dla klientów potrzebujących skorzystać z tradycyjnego kredytu się poprawiły.
W kwietniu zawarto 3 tys. umów rezerwacyjnych, podobnie jak w marcu. Rezerwacje są konwertowane na umowy deweloperskie po uzyskaniu kredytu. Czy 3 tys. to dużo historycznie, czy tu widać wyraźnie ruch wywołany rządowym programem?