Z pewnym opóźnieniem powstała w marcu spółka joint venture z armeńskim MON, w której macie 51 proc. udziałów. Kiedy rozpocznie działalność?
Pod względem operacyjnym już startuje. Opóźnienie wynika z tego, że to pierwsze takie przedsięwzięcie w Armenii, co powodowało wątpliwości prawne, np. podczas wnoszenia aportów do spółki. Dodatkowo produkty przez nas oferowane (pokrycia maskujące, makiety sprzętu wojskowego, płyty balistyczne i namioty) są zupełnie nowe dla armeńskiej armii i konieczne było ich dostosowanie. Jednak wszystko wskazuje na to, że zgodnie z obietnicą uda nam się podpisać zapowiadany kontrakt na dostawy systemów kamuflażu wielozadaniowego.
Jakie są jej perspektywy na kolejne lata?
Od stycznia przyszłego roku będzie miała bardzo stabilną sytuację w Armenii, bo ma czteroletni plan zakupów zatwierdzony przez rząd tego kraju i wpisany w jego budżet. Według naszych szacunków roczna sprzedaż w tym okresie powinna być bliska zeszłorocznych jednostkowych obrotów Lubawy, czyli ok. 30 mln zł. To może być jednak dopiero początek, bo armeńska spółka może być przyczółkiem do naszej ekspansji w regionie, już prowadzimy rozmowy w Kazachstanie. Łatwiej nam będzie docierać do tamtejszych odbiorców z Armenii, bo nie ma barier celnych.
Co z opóźniającymi się trzema kontraktami w Indiach na dostawy maskowania o wartości 100 mln USD?