Z jednej strony dzięki rozgrzanej koniunkturze, m.in. w mieszkaniówce, na rynku biurowym czy magazynowym, z drugiej dzięki wchodzącym do realizacji inwestycjom infrastrukturalnym rośnie sprzedaż. Jednak to marże są dziś w centrum uwagi – a te są pod olbrzymią presją.
„Rosnące koszty to duży czynnik ryzyka dla firm budowlanych w Polsce. Eskalacja cen materiałów budowlanych, wynagrodzeń i cen prac podwykonawczych wpłynęła na marże firm w II połowie 2017 r. To czynnik, który może zbierać żniwo także w 2018 r." – napisali analitycy w niedawnym raporcie poświęconym Erbudowi. Firmy bazujące na kontraktach z sektora prywatnego powinny być w lepszej pozycji niż te z dużym udziałem zleceń od publicznych zamawiających – w tym drugim przypadku renegocjacja warunków praktycznie nie wchodzi w grę.
Analitycy Atradiusa, ubezpieczyciela wierzytelności handlowych, prognozują postępującą erozję marż przedsiębiorstw budowlanych. Zwracają też uwagę na coraz dłuższy średni czas płatności w branży, a także ryzyko wzrostu o nawet 10 proc. liczby upadłości i postępowań sanacyjnych.
Zagrożone starsze umowy
– Największe problemy mogą mieć firmy, które mają w swoim portfelu zlecenia związane z budownictwem mieszkaniowym, czy też użyteczności publicznej, pozyskane na przełomie lat 2016 i 2017. W tym segmencie okres realizacji trwa średnio dwa lata i związany jest z dużym udziałem robocizny. Takie podmioty, chcąc się wywiązać z umów w tym roku, niewątpliwie mogą ponieść dotkliwą stratę. Myślę, że większość firm, składając oferty w II połowie 2017 r., uwzględniała już realia rynkowe – ocenia Jerzy Mirgos, prezes Grupy Mirbud, która działa w wielu segmentach rynku. – W mieszkaniówce wzrost kosztów budowy powyżej 4 tys. za 1 mkw. powoduje, że sprzedaż lokali po 5–6 tys. zł za 1 mkw. staje się mało opłacalna, a rynek może nie zaakceptować kolejnego wzrostu cen mieszkań w ciągu kilku miesięcy, co spowoduje wstrzymanie części inwestycji deweloperskich, ale tym samym urealnienie cen – dodaje.
Zdaniem prezesa, w branży drogowej sytuacja jest o tyle lepsza, że można długofalowo zakontraktować ceny materiałów, co daje pewną przewidywalność ponoszonych kosztów. – To kontrakty średnio trzyletnie. Faza wykonawcza przypadnie na lata 2019–2021, mam nadzieję, że wówczas mimo nadal dużej liczby zleceń, ceny materiałów i robocizny unormują się. Obawy oczywiście są, bo duży wzrost zamówień na rynku polskim przy ograniczonym potencjale wykonawczym rodzi pewne ryzyka. Często narzeka się na przeciąganie rozstrzygnięć przetargów przez GDDKiA, ale w obecnej sytuacji to pozytywne dla rynku, bo gdyby te wszystkie ogłoszone przetargi zostały teraz rozstrzygnięte, to sytuacja jeszcze bardziej by się pogorszyła – mówi Mirgos.
W przypadku GDDKiA czy PKP PLK kulminacja nakładów planowana jest w latach 2018–2020. Nie jest pewne, czy te zamierzenia zostaną zrealizowane, skoro już dziś potencjał wykonawczy branży jest niewspółmierny wobec boomu.