Cel inflacyjny poza horyzontem

Inflacja w Polsce hamuje, a umocnienie złotego może ten proces jeszcze przyspieszyć. Nie dotyczy to jednak inflacji bazowej, nieobejmującej cen energii i żywności. Ta pozostaje uporczywie wysoka, m.in. za sprawą szybkiego wzrostu wynagrodzeń.

Publikacja: 15.05.2023 21:00

Cel inflacyjny poza horyzontem

Foto: Adobe Stock

Wskaźnik cen konsumpcyjnych (CPI), główna miara inflacji w Polsce, wzrósł w kwietniu o 14,7 proc. rok do roku, najmniej od maja 2022 r., po 16,1 proc. w marcu – podał w poniedziałek GUS, potwierdzając swój wstępny szacunek z przełomu miesięcy. Potwierdziły się przy okazji także przypuszczenia ekonomistów, że hamowanie inflacji nad Wisłą to wyłącznie efekt korekty cen surowców oraz płodów rolnych. Jednocześnie tzw. inflacja bazowa, która nie obejmuje cen energii, paliw oraz żywności, pozostaje wysoka, a jej powrót w kierunku celu NBP zdaje się oddalać, a nie przybliżać.

Wygasanie szoków

Do spadku rocznej inflacji w kwietniu w stosunku do marca w największym stopniu przyczynił się wolniejszy wzrost cen żywności i napojów bezalkoholowych: o 19,7 proc. rok do roku po 24 proc. miesiąc wcześniej. Wyhamował także wzrost cen nośników energii: do 23,5 proc. z 26 proc. w marcu. Ceny paliw do prywatnych środków transportu zmalały rok do roku o 0,2 proc. Ekonomiści powszechnie oczekują, że te tendencje będą się utrzymywały, prowadząc do dalszego szybkiego spadku inflacji. Nowym czynnikiem, który może ten proces przyspieszać, jest wyraźna aprecjacja złotego (w poniedziałek kurs euro po raz pierwszy od lutego 2022 r. zmalał poniżej 4,51 zł).

Czytaj więcej

Niemrawe ożywienie stworzy pole manewru dla gołębi z RPP

To jednak nie oznacza, że przybliżył się moment powrotu inflacji do celu NBP (wynosi 2,5 proc.). Niepokojącym zjawiskiem pozostaje szybki wzrost cen towarów i usług z kategorii bazowych, tzn. innych niż paliwa, nośniki energii i żywność. W kwietniu, jak szacują ekonomiści na podstawie poniedziałkowych danych GUS (oficjalne dane przedstawi we wtorek NBP), inflacja bazowa zmalała do 12,2 proc. z 12,3 proc. w marcu. Choć byłby to pierwszy spadek tej miary inflacji od czerwca 2021 r., co oznaczałoby, że i ona minęła szczyt, trudno na razie powiedzieć, że presja na wzrost cen w polskiej gospodarce słabnie. Jak szacują ekonomiści z Banku Pekao, w stosunku do poprzedniego miesiąca ceny towarów i usług z kategorii bazowych wzrosły w kwietniu o 1,2 proc., minimalnie mniej niż w poprzednich dwóch miesiącach, ale bardziej niż we wcześniejszych czterech. – W inflacji bazowej długo utrzymuje się szok związany z wysokimi kosztami energii. Wewnętrzną presję inflacyjną podsyca również silny rynek pracy, w tym szybki wzrost wynagrodzeń – tłumaczy Kamil Łuczkowski, ekonomista z Pekao.

Popyt za chwilę się odbije

Na czwartkowej konferencji prasowej prezes NBP Adam Glapiński tłumaczył, że inflacja bazowa zawsze zmienia się z pewnym opóźnieniem względem inflacji ogółem. Jak przekonywał, spadek konsumpcji, związany z malejącą siłą nabywczą wynagrodzeń, sprawi, że firmy stracą przestrzeń do podnoszenia cen swoich towarów i usług. Jednocześnie jednak przyznawał, że realne płace lada moment wrócą na ścieżkę wzrostu, co doprowadzi do odbicia konsumpcji.

W świetle ostatniej, marcowej projekcji NBP dynamika przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej przekroczy dynamikę CPI w III kwartale br. Będzie to zarazem pierwszy kwartał wzrostu konsumpcji (rok do roku) po trzech z rzędu kwartałach spadku. W I kwartale br. przeciętne wynagrodzenie wzrosło jednak o 14,3 proc. rok do roku, po 12,3 proc. kwartał wcześniej. To wynik o 1 pkt proc. powyżej szacunków analityków z NBP z projekcji. A to oznacza, że realne płace mogą wrócić na ścieżkę wzrostu już w bieżącym kwartale. – Wynagrodzenia rosną obecnie w tempie o 9 pkt proc. przekraczającym poziom zgodny z celem inflacyjnym, a ostatnie ankiety NBP wśród przedsiębiorców bynajmniej nie wskazują na szybką normalizację żądań płacowych – zauważył w piątkowej analizie Piotr Kalisz, główny ekonomista banku Citi Handlowy. Odniósł się do wyników tzw. Szybkiego Monitoringu NBP, który wskazuje, że wzrost popytu na pracowników nieco słabnie, ale nie przekłada się to na osłabienie oczekiwań firm dotyczących podwyżek płac.

Szybki wzrost wynagrodzeń może utrwalać inflację dwoma kanałami: przez wpływ na koszty działalności firm i przez wpływ na popyt. Ekonomiści w obecnej sytuacji obawiają się przede wszystkim tego drugiego mechanizmu. W zaktualizowanym niedawno scenariuszu makroekonomicznym analitycy z BNP Paribas wskazywali, że oczekiwane od wiosny ożywienie konsumpcji – związane m.in. z dużymi zwrotami nadpłaconego PIT-u – będzie ograniczało presję na cięcie marż przez przedsiębiorstwa. Zdają się to potwierdzać wyniki ankietowych badań GUS wśród firm. W handlu detalicznym bariera niedostatecznego popytu pozostaje na historycznie niskim poziomie.

Nowym czynnikiem, który może opóźniać spadek inflacji bazowej, są ogłoszone w weekend przez PiS plany dotyczące polityki fiskalnej.

– Zapowiedzi wzrostu transferów społecznych, w tym podwyższenie świadczenia 500+, bezpłatne leki i bezpłatny przejazd autostradami, to impuls sięgający 1 proc. PKB. Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że do czasu wyborów parlamentarnych pojawią się dodatkowe propozycje zwiększające skalę takich transferów. Ich realizacja doprowadzi do zwiększenia zagregowanego popytu w warunkach, kiedy zniżka inflacji zwiększy dochody rozporządzalne gospodarstw domowych. W warunkach ciasnego rynku pracy będzie to stanowiło dodatkowy impuls popytowy skoncentrowany na konsumpcji prywatnej – tłumaczy Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium.

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty