– Na rynek powrócił optymizm, deweloperzy mówią o bardzo wyraźnym ruchu w biurach sprzedaży na wszystkich sześciu rynkach, szczególnie w Warszawie i Krakowie – skomentowała Aleksandra Gawrońska, szefowa działu badań rynku mieszkaniowego w JLL. – Przyczyn jest kilka. Słysząc o „Bezpiecznym kredycie”, część klientów dokonywała wcześniejszej rezerwacji. Po drugie, w lutym KNF obniżyła bufor ostrożnościowy przy badaniu zdolności kredytowej, czego efekt widzimy we wzroście wniosków kredytowych. To jednak czynniki, które będą miały większe przełożenie w kolejnych okresach. Największa grupa kupujących w I kwartale to ta, która miała największą obawę, że przy ograniczonej ofercie i ograniczonej liczbie rozpoczynanych inwestycji przez deweloperów ceny mieszkań mogą iść w górę. Po części już widzieliśmy to w I kwartale: na większości rynków ceny lokali w ofercie były o 2–3 proc. wyższe niż w II kwartale. Była więc taka grupa osób, kupująca głównie za gotówkę, która decydowała się na nabycie mieszkań na własne potrzeby lub inwestycyjnie – dodała.
W komentarzach do wyników deweloperzy sygnalizują rosnący udział klientów wspierających się kredytem, jednak wciąż to „gotówkowcy” kupują najwięcej. Obawy nie są do końca na wyrost, bo choć oferta deweloperska w sześciu głównych aglomeracjach była znacznie wyższa rok do roku, to jednak w poszczególnych miastach sytuacja jest zróżnicowana. Ponadto dane GUS z całego kraju świadczą o tym, że o ile „Bezpieczny kredyt” podziałał stymulująco na sprzedaż, to nie na podaż – deweloperzy wcale nie spieszą się z uruchamianiem nowych projektów.
– Z jednej strony deweloperzy widzą rosnącą sprzedaż w lutym i marcu, ale z drugiej cały czas są dość ostrożni. Pamiętajmy, że rozpoczęcie inwestycji jest czasochłonnym procesem, poza tym jest jeszcze jedna bariera: o ile część klientów może liczyć na program rządowy i preferencyjne dopłaty, o tyle dla deweloperów finansowanie jest wciąż dość drogie – wskazała Gawrońska.
Ekspert portalu Rynekpierwotny.pl Jarosław Jędrzyński zaznacza, że sprzedaż rok do roku i wobec słabszego II półrocza 2022 r. może sugerować, że dołek za nami, jednak nie należy ulegać euforii, porównując dane z wynikami uzyskiwanymi przez spółki przed pandemią.
Zdaniem analityka mocno zróżnicowane wyniki poszczególnych firm są efektem podejścia do kształtowania oferty. – Wszystko wskazuje na to, że przy powoli odradzającym się popycie na nowe mieszkania, lepiej radzą sobie te spółki, które w ostatnich miesiącach koniunkturalnego spowolnienia łagodniej ograniczały uruchamianie nowych inwestycji. Pytanie, czy odradzanie się popytu mieszkaniowego rynku pierwotnego ma już charakter trwały. W dalszym ciągu deweloperzy komunikują wysoki udział transakcji gotówkowych, widzimy też wyraźną absencję nabywców PRS. O ile osiągnięcie okolic koniunkturalnego dna przez statystyki sprzedaży wydaje się dość prawdopodobne, o tyle spektakularne odbicie do poziomów z czasów niedawnej prosperity jest już zdecydowanie bardziej problematyczne. Chyba że pomoże rok wyborczy: w trakcie poprzedniej kampanii rynek mieszkaniowy został ożywiony zapowiedziami programu 500+ i windowania płacy minimalnej – wskazał Jędrzyński.