Niezbyt pokaźne okazało się zakończone w połowie sierpnia kolejne odreagowanie trendu spadkowego trwającego na warszawskiej giełdzie od jesieni 2021. Ten niedźwiedzi trend, który od końcówki lutego (gdy rozpoczęła się rosyjska inwazja na Ukrainę) nazywać można formalnie bessą wraz z ówczesnym przekroczeniem progu -20 proc. od szczytu, w ostatnich dniach zrobił kolejne postępy. W chwili pisania tego artykułu WIG znalazł się w okolicy 50 tys. pkt, powiększając skalę całej wielomiesięcznej przeceny do ok. 33 proc. i wędrując do poziomu najniższego od końcówki 2020 roku.
WIG odchudzony już o jedną trzecią
Odchudzenie wartości indeksu o jedną trzecią można uznać za kolejny ważny kamień milowy w ramach bessy, pozwalający zaktualizować dotychczasowe rozważania. Najważniejszą implikacją z punktu widzenia naszych ulubionych porównań historycznych jest to, że z analizy możemy wyeliminować wszystkie te przypadki, w których spadek WIG nie osiągnął progu -33 proc. i pozostawić tylko te, w których skala przeceny przekroczyła ten próg. Do tych pozostających w rozgrywce przypadków należą te z lat 2018–2020 (maksymalnie spadek wyniósł 44 proc.), 2007–2009 (-69 proc.), 2000–2001 (-49 proc.) oraz 1998 (-44 proc.).
Jeśli te cztery epizody potraktować jako wskazówkę na temat przyszłości, to należałoby założyć, że maksymalny spadek WIG obecnie sięgnie od 44 proc. do 69 proc., przy czym widać, że ta najbardziej drastyczna przecena (związana z astronomicznymi wycenami akcji w połowie 2007 r., a potem nadejściem globalnego kryzysu finansowego) odbiega wyraźnie od pozostałych trzech przypadków. Jako bardziej wiarygodny można zatem przyjąć raczej przedział 44–49 proc. Jako cenną wskazówkę traktować należy również medianę (wartość środkową) wyliczoną dla wszystkich czterech epizodów, wynoszącą ok. 47 proc.