Czy faza spowolnienia gospodarczego to już przeszłość?

Inwestorzy mają rację, obstawiając zmianę trendu na wzrostowy. Do takiego wniosku prowadzi przynajmniej gwałtowny wyskok wskaźnika wyprzedzającego koniunktury OECD dla naszego kraju

Aktualizacja: 18.02.2017 08:32 Publikacja: 17.03.2012 13:58

Tomasz Hońdo

Tomasz Hońdo

Foto: GG Parkiet

W ostatnich dwóch miesiącach sporo pisaliśmy o długoterminowych sygnałach kupna, jakie pojawiły się na warszawskiej giełdzie. Mijający tydzień wydłużył ich listę m.in. o nowe maksima trendu wzrostowego na wykresie mWIG40 (indeks ten najwyraźniej przejął pałeczkę lidera w rynkowym wyścigu), a także wzrost WIG powyżej 200-sesyjnej średniej kroczącej (od połowy lipca zeszłego roku indeks był dotąd nieprzerwanie poniżej niej).

Chociaż z natury zachęcające do kupowania akcji sygnały w pierwszej kolejności pojawiają się w analizie technicznej, a dopiero z pewnym opóźnieniem w analizie fundamentalnej (co nie powinno dziwić, bo giełda z wyprzedzeniem dyskontuje tendencje w gospodarce), to jednak i w tym drugim obszarze widać już od jakiegoś czasu całkiem obiecujące wskazówki. W mijającym tygodniu doszedł do nich najnowszy odczyt indeksu wskaźników wyprzedzających (ang. CLI) organizacji OECD.

Przełomowy odczyt?

W poprzednich miesiącach z odczytów CLI płynął niezbyt jednoznaczny obraz sytuacji w polskiej gospodarce. Wskaźnik co prawda próbował oderwać się od dna tendencji spadkowej trwającej od jesieni 2010 r., ale próby te budziły sporo wątpliwości. Głównie dlatego, że w odróżnieniu od większości innych danych makro, CLI podlega sięgającym daleko wstecz rewizjom. Przykładowo już w październiku ub.r. OECD podało, że wskaźnik zaczyna rosnąć, ale w listopadzie okazało się, dane zostały zrewidowane wstecz w taki sposób, iż wzrost wyparował. Grudzień podtrzymał tezę o stagnacji, z kolei styczniowa rewizja nieoczekiwanie pokazała zwyżkę trwającą od trzech miesięcy, luty zaś ponownie zdecydowanie spłaszczył ten wzrost. Krótko mówiąc, od jesieni ub.r. widać było znaczną chwiejność wskaźnika, co sugerowało, że gospodarka szuka twardego dna, ale odbicie od niego nie jest jeszcze pewne.

W tym kontekście najnowszy odczyt z mijającego tygodnia przyniósł prawdziwą rewolucję. CLI zamiast kontynuować nieśmiałe próby ustanowienia twardego dna, nagle ni z tego ni z owego znalazł się powyżej szczytu z 2010 r. Według najnowszej rewizji wzrost trwa już od pół roku. Jak widać na wykresie, to bardzo miła niespodzianka na tle poprzednich odczytów.

Można się jednak zastanowić i zadać pytanie – skoro CLI został tak drastycznie zrewidowany na plus, to jaka jest gwarancja, że w kolejnych miesiącach nie zostanie nagle zrewidowany równie gwałtownie w dół? Faktycznie, jest to duży znak zapytania, ale i tak optymistyczny wyskok CLI wart jest uwagi. Choćby dlatego, że nawet mimo rewizji, w przeszłości indykator ten był cenną wskazówką dla inwestorów.

Dotąd sygnały były dość trafne

Oczywiście dużym błędem byłoby badanie dotychczasowej przydatności wskaźnika w oparciu o dostępne obecnie historyczne dane, bo te były przecież wielokrotnie rewidowane wstecz. Należałoby więc zbadać, jak sprawdzały się sygnały wysyłane na bieżąco przez CLI, a nie te widoczne z dzisiejszej perspektywy, bo wiadomo że te drugie są najlepiej dopasowane do faktycznych zmian w gospodarce. Oryginalne (niezrewidowane) odczyty CLI z poszczególnych miesięcy gromadzimy od początku 2010 r., tak więc już można co nieco powiedzieć o ich przydatności. Aż do października 2010 r. wskaźnik cały czas rósł, co sugerowało, by trzymać akcje (począwszy od pierwszych miesięcy 2009 r.). Po raz pierwszy spadek pojawił się w listopadzie 2010 r. Co prawda miesiąc później rewizja zniwelowała tę zniżkę, ale w styczniu 2011 r. spadek został potwierdzony. Jeśli za sygnał sprzedaży akcji potraktować dla bezpieczeństwa zniżkę CLI trwającą co najmniej dwa miesiące, to warunek ten został spełniony właśnie na początku 2011 r. Czekanie na przynajmniej dwumiesięczną tendencję ma sens także biorąc pod uwagę późniejsze sygnały. Wzrost pojawił się na nowo w lipcowym odczycie CLI, co oczywiście byłoby fatalną wskazówką do kupowania akcji, skoro w sierpniu nadeszła fala panicznej wyprzedaży. O wzroście trwającym dwa kolejne miesiące dowiedzieliśmy się natomiast we wspomnianym już styczniu tego roku (na jednym z wykresów fazy wzrostu/spadku rozróżniliśmy właśnie w oparciu o trwającą co najmniej dwa miesiące zmianę tendencji).

Podsumowując, jeśli sprzedalibyśmy akcje w końcu stycznia 2011 r., a potem odkupilibyśmy je na koniec stycznia obecnego roku, to do tej pory, licząc od początku 2010 r., nasz kapitał urósłby o ok. 21 proc. (przy upraszczającym założeniu, że handlujemy koszykiem akcji zgodnym ze składem WIG), podczas gdy WIG od początku 2010 roku jest jedynie ok. 5 proc. na plusie, a w międzyczasie zaliczył ubiegłoroczny ostry zjazd. Mimo regularnych rewizji, tendencje na wykresie CLI są na tyle stabilne, że warto się im przyglądać. A to z kolei powoduje, że ostatnie optymistyczne wskazania z jego strony są potwierdzeniem trwalszej poprawy nastrojów na giełdzie.

Zaległości na rynku akcji

Pokonanie szczytu z 2010 r. można jednocześnie interpretować jako sugestię, że spowolnienie gospodarcze, które tak wystraszyło inwestorów w ostatnie wakacje, okazało się rekordowo łagodne, a teraz czas na powrót do tendencji wzrostowej zapoczątkowanej wiosną 2009 r. Jeśli pokonanie przez CLI górki z 2010 r. jest trafną wskazówką co do sytuacji gospodarczej, to oczywisty staje się wniosek, że względem takiego optymistycznego scenariusza polski rynek akcji ma potężne zaległości. W odróżnieniu od CLI, WIG tkwi w ponad półrocznym trendzie bocznym (w mijającym tygodniu nieśmiało naruszał jego górną granicę), a do ubiegłorocznych szczytów dzieli go duży dystans. Czy ten dystans to jednocześnie drzemiący w akcjach potencjał?

Pocieszające jest też to, że ekonomiści OECD oznak poprawy sytuacji gospodarczej dopatrują się także w skali całego świata. Siłą napędową pozostają według nich USA i Japonia, a pozytywne sygnały pojawiają się już także w będącej dotąd kulą u nogi strefie euro.

Niuanse wskaźnika OECD

Eksperci OECD doszli do wniosku, że w przypadku Polski najlepsze prognozy uzyskać można, badając następujące dane makro: realny efektywny kurs walutowy, 3-miesięczną stawkę Wibor, zmiany produkcji przemysłowej, liczbę wakatów w gospodarce oraz... wielkość wydobycia węgla. Na tych danych bazuje właśnie CLI. Skąd biorą się regularne rewizje wskaźnika? To efekt skomplikowanego systemu obliczania, który wraz z napływem nowych informacji dopasowuje się do zmieniającej się sytuacji w gospodarce. Z tego względu posługiwanie się konkretnymi wartościami CLI nie ma większego sensu (dlatego o nich nie mówimy), a liczą się tendencje. Warto przy tym wspomnieć, że CLI podawany jest w kilku wersjach obliczeniowych. W tekście mowa jest o wartościach typu „amplitude adjusted", jest też jednak dziesięć innych wersji. Obecnie niemal wszystkie pokazują wzrost. Formalnie odczyty wskaźnika dotyczą zawsze drugiego miesiąca wstecz (w mijającym tygodniu poznaliśmy dane za styczeń), ale nie ma to wielkiego znaczenia dla inwestorów, bo jest to wskaźnik wyprzedzający, czyli mający zapowiadać przyszłe tendencje.

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?