Inwestorom trudno będzie dobrze wspominać zakończony właśnie miesiąc. Giełdowe indeksy zgodnie krok po kroku schodziły na coraz niższe poziomy. Już kwiecień był kiepski, ale wtedy była jeszcze nadzieja, że to tylko korekta, po której powróci fala wzrostowa na wzór tej ze stycznia i pierwszej połowy lutego. Maj niestety brutalnie rozwiał te nadzieje. Niedźwiedzie konsekwentnie zepchnęły WIG do ubiegłorocznych dołków. WIG20 nawet przebił te dołki, chociaż ten nośny medialnie indeks ma parę poważnych wad (wąski skład, a przede wszystkim brak uwzględnienia dywidend), które czynią go mniej użytecznym z punktu widzenia analizy technicznej.
Maj na ogół pod znakiem strat
Majowe straty pasują do niezbyt zachęcającego statystycznego obrazu tego miesiąca. W przeszłości maj przynosił średnio spadek WIG o 1,2 proc. (teraz indeks spadł o 6,2 proc.) Na myśl przychodzi automatycznie słynne giełdowe powiedzenie „sprzedaj w maju i uciekaj" (ang. sell in May and go away). Jeśli przez „sprzedaj w maju" rozumieć „na początku maja" (czy też w końcu kwietnia), to tym razem ta reguła również się sprawdziła.
Wymowa słynnej giełdowej maksymy wykracza znacznie poza maj, dzięki czemu na jej bazie można poszukać pewnych wskazówek co do losów rynku akcji w kolejnych miesiącach. W najbardziej znanej wersji zalecenie „sprzedaj w maju" podpowiada, by z portfelem pełnym gotówki wyjechać?na długie letnie wakacje i wrócić dopiero gdzieś pod koniec listopada?i po tradycyjnych jesiennych?krachach (w minionym roku krach przesunął się na sierpień) na nowo wypełnić portfel?przecenionymi akcjami w oczekiwaniu na Rajd św. Mikołaja.
Jeśli przestudiować dotychczasową historię GPW, to można odnieść wrażenie, że faktycznie coś jest na rzeczy. O ile jeszcze czerwiec i lipiec przynosiły zwykle pewne zwyżki, które pozwalały odrabiać majowe straty (w czerwcu WIG rósł średnio o 0,6 proc., a w lipcu o 1,8 proc.), to już cały okres od sierpnia do listopada stał przeciętnie rzecz biorąc pod znakiem strat. Łącznie od końca kwietnia do końca listopada WIG tracił średnio 0,8 proc. (obliczeniami objęliśmy lata 1995–2011). Jeszcze gorzej statystyki wyglądają, jeśli pod uwagę weźmiemy tylko te lata, w których maj przyniósł straty (tak jak tym razem). W tych przypadkach WIG w całym wspomnianym okresie tracił średnio już ponad 9 proc.
Zwolennicy maksymy „sell in May" mogą sięgnąć też po bardziej namacalny argument. Jak widać na wykresie, gdyby co roku stosować się do tych zaleceń (czyli sprzedać w końcu kwietnia i odkupić w końcu listopada), to udałoby się uzyskać linię kapitału wyglądającą znacznie atrakcyjniej niż chaotyczny wykres WIG. Jeszcze w marcu tego roku kapitał w takiej strategii ustanowiłby nowy historyczny rekord, podczas gdy rynek akcji o rekordach może sobie na razie tylko pomarzyć.