Za pośrednictwem funduszy zagranicznych na warszawską giełdę trafiło 14 mln dolarów. Niewiele w skali całego polskiego rynku akcji, jednak sporo biorąc pod uwagę, że na największy rynek akcji w Europie Środkowej i Wschodniej – rosyjski – napłynęło w tym samym czasie 100 mln dolarów.
Jak wskazują analitycy, Rosji wyraźnie sprzyjają czynniki makroekonomiczne. Nasz wschodni sąsiad jest największym, niezrzeszonym w OPEC producentem ropy naftowej, której ceny mogą wzrosnąć na fali napięć pomiędzy Izraelem a Iranem. Do tego dochodzą obawy o rosnącą inflację, która generalnie sprzyja spółkom surowcowym, odpowiadającym w ok. 70 proc. za moskiewski indeks MICEX.
A co sprzyja Polsce? Przede wszystkim coraz większy apetyt na ryzyko zagranicznych inwestorów, który od miesięcy znajduje odzwierciedlenie w rosnących cenach obligacji skarbowych oraz rekordowym zaangażowaniu w polski dług.
Czy na fali rosnącego apetytu na ryzyko kapitał zagraniczny zacznie płynąć nie tylko na rynek obligacji, lecz również akcji? – W takich warunkach ryzykowne aktywa zyskują na znaczeniu. Od miesięcy obligacje rynków Europy wschodzącej drożeją za sprawą rosnącego popytu zagranicy. Wydaje mi się, że teraz może być czas na akcje, zwłaszcza że stopy zwrotu z instrumentów udziałowych mogą być w nadchodzących miesiącach wyższe niż z papierów dłużnych – uważa Michael Ganske z Commerzbanku.
– Kapitał, który teraz pozyskały fundusze zagraniczne inwestujące w Polsce, to tzw. szybkie pieniądze, wpłacone do funduszy rynków wschodzących na fali drukowania pieniędzy w USA po to, aby szybko zarobić 10–15 proc. na poprawie nastrojów. Trafiają one do ETF – funduszy wyłącznie benchmarkowych, które w Polsce kupują akcje PKO BP, KGHM, PKN Orlen i kolejnych spółek z WIG20 (nawet nie wszystkich, a jedynie kilkunastu największych), obecnych w indeksie MSCI?EM. W przypadku Orlenu ten napływ był nawet widoczny w kursie ostatnio – zwraca uwagę Andrzej Błachut, zarządzający funduszami Swiss & Global.