Na imprezie Izby Domów Maklerskich („Parkiet" jest partnerem medialnym) są przedstawiciele TFI, OFE, resortu finansów, skarbu czy spraw zagranicznych. No i oczywiście giełdy, KNF i krajowych biur maklerskich. Nie mogło zabraknąć też partnera medialnego imprezy - „Parkietu".
Niestety, po pierwszym dniu uczestnicy spotkania mogą mieć minorowe nastroje. Kryzys odmienia się tu na wszystkie przypadki (i to pomimo rosnących indeksów).
Sami maklerzy otwarcie mówią o umieraniu branży. I nie chodzi tylko o aktywność drobnych inwestorów (a raczej jej brak) czy zanikającą płynność na parkiecie. Chodzi na przykład o wypieraniu krajowych maklerów przez zdalnych, zagranicznych brokerów (dowód – styczniowe udziały w obrotach akcjami na GPW). Ale nie tylko. Branża na podstawowej działalności, czyli przekazywaniu zleceń na giełdę, jest pod kreską! Wina – zbyt wysokie opłaty, które trzeba oddać giełdzie, KDPW – tłumaczą szefowie brokerów. Cała nadzieja w tym, że giełda, po uruchomieniu nowego systemu, zmniejszy apetyt. Tylko, co na to jej pozostali akcjonariusze?
Pierwszy panel: „Zdolność polskiego rynku kapitałowego do finansowania wzrostu gospodarczego. Wyzwania uczestników". Słuchając panelistów (przedstawiciel resortu spraw zagranicznych, finansów, skarbu, KNF, giełdy i KDPW) można było odnieść wrażenie, że nikt tutaj nie ma wspólnego interesu. Racja stanu: „wspólne dobro rynku kapitałowego" nie istnieje. Każdy ciągnie bowiem w swoją stronę, nie słuchając przy tym drugiego partnera. Wniosek: brakuje ewidentnie kogos (instytucji?), kto wyciągnąłby wspólny mianownik. Liczy się krótkowzroczność.
Przedstawiciel resortu finansów skarżył się na „biegunkę implementacji unijnych przepisów". Przedstawiciel KNF zauważył natomiast, że nikt na polskim rynku (a szczególnie biura maklerskie) nie jest szczególnie zainteresowany opiniowaniem zmieniających się przepisów w ramach konsultacji społecznych. Instytucje skarżyły się natomiast na „nadgorliwość" regulatora.