Piątkowe mocniejsze odbicie można na razie traktować jako odreagowanie spadkowej fali.
Fed ma to, czego nie chciał
Jeśli członkowie amerykańskiej Rezerwy Federalnej, podejmując decyzję o pozostawieniu stóp procentowych na niezmienionym poziomie, ulegli argumentom, że wzrost kosztu pieniądza mógłby zdestabilizować rynki finansowe, to rynki spłatały im niezłego figla. Zamiast uspokojone iść w górę, podążyły na południe. Co ciekawe, dotyczyło to także kursu euro, który w ciągu trzech dni następujących po posiedzeniu Fed obniżył się z ponad 1,14 do nieco ponad 1,11 dolara, czyli o prawie 3 centy, tj. 2,5 proc. Fakt, że dolar się umocnił, zamiast stracić na wartości, wskazuje na to, że wśród inwestorów nadal panuje przekonanie, że zaostrzenie polityki pieniężnej w Stanach Zjednoczonych jest nieuchronne i może do niego dojść prędzej niż później. Na taką możliwość wskazują wypowiedzi przedstawicieli Fed wygłaszane w kilka dni po posiedzeniu. Problem w tym, że Fed znalazł się w niewygodnej sytuacji, którą sam sprowokował. Jeśli chciałby być konsekwentny, powinien teraz czekać, aż sytuacja na rynkach się poprawi.
Biorąc pod uwagę cały splot okoliczności, można przypuszczać, że Rezerwa Federalna właśnie przegapiła moment najbardziej dogodny do zrobienia pierwszego kroku w kierunku normalizacji polityki pieniężnej. Jest mało prawdopodobne, by do października rynki odżyły, za to istnieje spore ryzyko, że w grudniu na podwyżkę stóp nie pozwoli gorsza sytuacja w globalnej gospodarce. Oczywiście w przypadku gdyby ta druga ewentualność rzeczywiście wystąpiła, można będzie powiedzieć, że dobrze się stało, że stóp nie podwyższono. To jednak tylko przypuszczenia, ale fakty są ewidentne. Na rynkach zapanowały niepokój i niepewność, a skutki tych nastrojów są doskonale widoczne.
Europę zdołowała motoryzacja, Warszawę energetyka i surowce
Kolejnym paradoksem całej sytuacji jest fakt, że najmocniej w wyniku decyzji Fed ucierpiały emerging markets, które teoretycznie z braku podwyżki powinny się cieszyć. Tymczasem MSCI EM od dnia ogłoszenia decyzji do minionego czwartku stracił prawie 6,5 proc., a więc znacznie więcej niż inne indeksy. Osobna historia to zachowanie wskaźnika giełdy niemieckiej, który poszedł w dół o niemal 8 proc. i znalazł się poniżej poziomu z 24 sierpnia po tąpnięciu spowodowanym obawami o kondycję chińskiej gospodarki.
W jego przypadku można mówić jednak o dwóch dodatkowych czynnikach, niezwiązanych z decyzją Fed. Pierwszy to kryzys imigracyjny, który po raz kolejny obnażył ułomność wspólnotowych mechanizmów, zarówno w kontekście instytucjonalnym, jak i politycznym, czyli niespójności interesów poszczególnych państw. W całym tym zjawisku groźna jest nie tyle kwestia bezpośrednich kosztów przyjęcia imigrantów, ile znacznie poważniejszych z punktu widzenia biznesu, związanych z kontrolą granic w ramach strefy Schengen.