Banki w Polsce systematycznie zwiększają swoje bilanse, niektóre nawet w dwucyfrowym tempie. Jednak nie idzie z tym w parze zatrudnienie. Aktywa sektora bankowego w naszym kraju przez ostatnie sześć lat rosły średniorocznie po 6,7 proc. Natomiast liczba zatrudnionych w tym okresie malała – średniorocznie o 0,8 proc. Wszystko wskazuje na to, że ten zapoczątkowany w 2011 r. trend będzie kontynuowany.
Decyduje kilka czynników
Przykładów redukcji zatrudnienia w bankach było w ostatnich miesiącach sporo. Kilka dni temu Raiffeisen Polbank zapowiedział zwolnienie do 2019 r. 850–950 osób, czyli 20 proc. załogi. Zredukuje też sieć liczącą prawie 300 oddziałów o 70 placówek, zaś kolejne 90 zmniejszy i przekształci w bardziej cyfrowe. Zwolnienia prowadzone były też w Getin Noble Banku (ponad 700 etatów) i w mniejszym stopniu w Idea Banku (ponad 70 osób), innej instytucji kontrolowanej przez Leszka Czarneckiego. Zwolnienia grupowe w 2017 r. mają objąć także do 950 pracowników PKO BP.
Spore zwolnienia ma już za sobą BGŻ BNP Paribas, który w wyniku trwającej od 2015 r. fuzji musiał zredukować zatrudnienie o 1,8 tys. osób. Ten sam powód, czyli połączenie dwóch banków, przyczyni się do zwolnienia nie więcej niż 2,6 tys. osób w Aliorze, po tym jak jesienią przejął podstawową część Banku BPH (redukcje etatów mają potrwać do końca 2017 r.).
– Pierwszy, chyba najważniejszy czynnik decydujący o zwolnieniach w bankach to zmniejszenie liczby placówek i liczby osób w nich zatrudnianych. Drugi to fuzje, a trzeci to inwestycje w systemy informatyczne zmniejszające popyt na pracowników w back-office czy centrali – tłumaczy Marcin Materna, dyrektor działu analiz w Millennium DM.