Praktycznie każda branża na warszawskiej giełdzie ma swoje przysłowiowe pięć minut. Mieli je także windykatorzy. Nic nie może jednak trwać wiecznie, dlatego też i słowo „mieli" nie jest tutaj przypadkowe. Od pewnego czasu bowiem nastawienie inwestorów do spółek trudniących się odzyskiwaniem długów zmieniło się o 180 stopni. Ci, którzy wierzyli, że dobra passa windykatorów będzie trwać wiecznie, i kupowali ich akcje w ostatnich miesiącach, dzisiaj liczą straty. Przedstawiciele spółek co prawda zapewniają, że fundamenty ich biznesu nadal są bardzo mocne, a i perspektywy rysujące się przed branżą wydają się być optymistyczne, ale rynek zdaje się nie dawać wiary w te zapewnienia. Czy inwestorzy wzięli rozwód z windykatorami czy to tylko chwilowa separacja?
A było już tak pięknie
Na dobre branża windykacyjna w świadomości inwestorów zaczęła funkcjonować w 2011 r., kiedy to na warszawskim parkiecie zadebiutował lider branży, wrocławska firma Kruk. Co prawda wcześniej na GPW pojawiły się m.in. takie firmy jak Best czy też Kredyt Inkaso, ale były one znane raczej koneserom życia giełdowego. Sam Kruk też zresztą nie miał łatwej drogi. Kiedy firma debiutowała na GPW, tak naprawdę dopiero uczyła analityków i zarządzających swojego biznesu. Dziś może się to wydawać dziwne, ale w tamtym okresie dla wielu z nich biznes prowadzony przez Kruka był po prostu niezrozumiały. Kiedy zaś Piotr Krupa, prezes spółki, występował publicznie i mówił, że jego firma jest głównie po to, aby rozkładać długi na raty możliwe do spłaty, słychać było śmiech i niewybredne żarty. Jak się jednak okazało, ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Akcje Kruka w IPO sprzedawane były po 39,7 zł. Po roku były już 20 proc. droższe, po dwóch ponad 50 proc., a w ubiegłym roku kosztowały one już blisko 350 zł. Rynek nie tylko zrozumiał biznes Kruka, ale także i go pokochał. Sama spółka ciężko na to pracowała. Z 66,4 mln zł w 2011 r. zysk netto wzrósł do 300 mln zł w 2017 r. (na razie są to dane szacunkowe).
Sukces Kruka otworzył drzwi do giełdowego raju innym spółkom, które zostały dostrzeżone przez inwestorów. Obligacje windykatorów wśród instytucji, a później także wśród inwestorów indywidualnych rozchodziły się jak ciepłe bułeczki. Biorąc pod uwagę, że to właśnie dostęp do kapitału jest jednym z czynników decydujących o sukcesie w branży windykacyjnej, biznes zaczął się kręcić coraz lepiej. Do tego rosła też podaż wierzytelności, która gwarantowała pracę windykatorom na długie lata. Nie dziwnego, że i chętnych, by zajmować się tym biznesem, przybywało. Najbardziej spektakularnym przykładem tego jest firma GetBack, która powstała w 2012 r., a po pięciu latach podczas debiutu giełdowego została wyceniona na 1,85 mld zł. Po debiucie cena akcji w ciągu kilku miesięcy podskoczyła o ponad 50 proc. i wydawało się, że miłość inwestorów do windykatorów kwitnie w najlepsze.
Chwila zwątpienia
Każdy związek przeżywa jednak kryzys. Ten najsilniejszy u windykatorów zaczął się kilka miesięcy temu. Akcje Kruka i GetBacku nagle zaczęły tracić na wartości. Gorszą wiadomością okazało się to, że i obligacje spółek windykacyjnych nagle przestały rozchodzić się na pniu. Best w ostatnim czasie nie był w stanie zebrać planowanych 60 mln zł, a w kolejnej emisji publicznej zdecydował się nawet na podniesienie oprocentowania oraz wydłużenie okresu zapisów. Problem ze znalezieniem nabywców na wszystkie oferowane papiery miało także Kredyt Inkaso. GetBack, który 19 lutego rozpoczął kolejną publiczną emisję obligacji, zdecydował się podnieść oprocentowanie, by przekonać do siebie inwestorów.
Patrząc na windykatorów od strony fundamentalnej, wydaje się, że przynajmniej na razie powodów do paniki nie ma. Kolejne spółki pokazują, że operacyjnie wciąż są bardzo mocne. Obiecująco wyglądają chociażby spłaty od dłużników, które nadal systematycznie rosną, co m.in. jest pochodną poprawy sytuacji gospodarczej. Rośnie również liczba przeterminowanych długów, a także skłonność banków do ich sprzedawania. Na rynek trafiają też coraz „świeższe" długi, co przynajmniej w teorii powinno ułatwić pracę spółkom. Windykatorzy jednak rozpieścili rynek i te pozytywne sygnały nie trafiają już do inwestorów. Ci oczekują od nich czegoś więcej. W przypadku Kruka liczono chociażby, że od początku strzałem w dziesiątkę okaże się ekspansja na rynek włoski. Ta, przynajmniej na razie, rozczarowuje, chociaż przedstawiciele spółki od początku podkreślali, że jest to projekt długoterminowy. GetBack praktycznie od początku swojego istnienia budzi mieszane uczucia. Jedni z podziwem patrzą na dokonania spółki, drudzy twierdzą, że jest to kolos na glinianych nogach. Prezes GetBack Konrad Kąkolewski zapewnia o transparentności firmy i mocnych fundamentach, ale patrząc na notowania giełdowe, górą na razie są pesymiści. Best i Kredyt Inkaso zraziły zaś do siebie konfliktem między sobą. Owszem, można mówić też o zagrożeniach unoszących się nad branżą. Wśród nich jest chociażby duża konkurencja na rynku polskim czy też szykowane zmiany legislacyjne. Tych jednak branża przeżyła już wiele i wydaje się, że i z kolejnymi sobie poradzi.