Polska giełda jest w ostatnich latach jedną z najsłabszych nie tylko w porównaniu z rynkami rozwiniętymi, ale także z rozwijającymi się, do których głównie – mimo awansu w metodologii FTSE – jesteśmy wciąż zaliczani ze względu na klasyfikację MSCI, najważniejszą dla większości inwestorów.
Jest taniej, ale jest też ryzyko
Słabość WIG20 trwa już od dekady, a przez ostatnie pięć lat indeks stracił 8 proc. w porównaniu z 10-proc. zwyżką MSCI Emerging Markets, z którym jest najmocniej skorelowany. Kiepska passa trwa także w tym roku i choć oczekiwano, że słabość polskich blue chips wobec MSCI EM zacznie się zmniejszać po ostatnim, trzecim, etapie (przypadł na połowę listopada) roszad w indeksach MSCI, które skutkowały spadkiem wagi polskiego rynku, to rozbieżność jeszcze się zwiększyła: przez miesiąc WIG20 stracił 5,6 proc., MSCI EM zyskał 4,2 proc. Bardzo słabo zachowuje się WIG20 w dolarach, który w relacji do MSCI Emerging Markets jest na takich samych poziomach jak w październiku 2016 r., które są ponad 20-letnim minimum.
– Słabość polskiego rynku w ostatnich miesiącach związana była z nałożeniem się kilku negatywnych czynników. Inwestorzy obawiają się o ryzyko w sektorze bankowym oraz o pogorszenie otoczenia dla rafinerii. Dodatkowo poza kwestiami fundamentalnymi mieliśmy w tym roku dodatkową podaż akcji w związku ze zmniejszeniem wagi Polski w indeksie MSCI EM, a także zmiany w spółkach Skarbu Państwa – mówi Bartosz Pawlak, zarządzający funduszami w Baltic Capital TFI.
W podobnym tonie wypowiada się Ryszard Rusak, dyrektor inwestycyjny ds. akcji w Generali Investments TFI. – Polskie duże spółki bardzo słabo prezentowały się na tle rynków światowych. Przyczyna tkwi w defensywnej strukturze WIG20, zdominowanego przez banki i sektor energetyczny. Potencjalne koszty sektora bankowego wynikające z wygranych przez klientów spraw o unieważnienie hipotek frankowych wywołały przecenę akcji banków. Poza tym inwestorzy są zawiedzeni planem przejęcia Energi przez Orlen – dodaje.