Od początku roku zyskał już 20 proc. Nasdaq Composite przebił już natomiast 15 tys. pkt, a od początku stycznia wzrósł o 17 proc. Hossa na Wall Street trwa, choć wciąż dają o sobie znać czynniki ryzyka zagrażające zwyżkom, takie jak obawy przed kolejną falą pandemii oraz spowolnieniem gospodarczym.
S&P 500 znalazł się już wyżej, niż większość analityków spodziewała się, że będzie na koniec roku. Najbardziej optymistyczne prognozy strategów zebrane przez agencję Bloomberga (Goldman Sachs i Oppenheimer) wskazują, że S&P 500 sięgnie na koniec grudnia 4700 pkt. Oznaczałoby to wzrost tylko o nieco ponad 4 proc. od poniedziałkowego poziomu. Najbardziej pesymistyczne przewidywania (Bank of America, Stifel Nicolaus) mówią o spadku do 3,8 tys. pkt, czyli o korekcie wynoszącej 16 proc. i powrocie indeksu na poziom z marca. Jakie argumenty mogą przemawiać za korektą?
Michael Hartnett, główny strateg inwestycyjny Bank of America, zwraca uwagę, że pomimo podania na całym świecie 5,1 mld dawek szczepionek glob nadal jest zakładnikiem pandemii, zakłócenia w łańcuchach dostaw są silne, a zagrożenie inflacyjne duże. To powinno mieć negatywny wpływ na zyski spółek.
– Wzrost globalnych zysków na akcję powinien w listopadzie bardzo ostro wyhamować do 9 proc. r./r., co będzie spowodowane inflacją, zatorami w dostawach, niechęcią spółek do zwiększania zapasów w obliczu rozprzestrzeniania się wariantu Delta, szczytem amerykańskiej konsumpcji, osłabieniem gospodarczym Chin, klifami fiskalnymi i ryzykiem geopolitycznym – twierdzi Hartnett.