Polska waluta traci na wartości od dwóch tygodni, ale ostatnie dni były pod tym względem wyjątkowo burzliwe. W poniedziałek kurs euro chwilowo przebił 4,72 zł i znalazł się najwyżej od 2009 r. Jeszcze przed Świętem Niepodległości był o ponad 12 groszy niżej. W tym czasie spośród kilkudziesięciu najważniejszych walut bardziej osłabiła się tylko turecka lira i południowoafrykański rand. Jeszcze bardziej złoty stracił na wartości wobec dolara i franka szwajcarskiego. Za amerykańską walutę w poniedziałek było trzeba zapłacić nawet 4,18 zł, o 20 groszy więcej niż na początku listopada, a za szwajcarską – ponad 4,51 zł, o 14 groszy więcej niż na początku miesiąca.
Po południu notowania złotego wyraźnie zmieniły kierunek. Rynek zareagował tak na wystąpienie premiera Mateusza Morawieckiego, który powiedział, że jest zaniepokojony osłabieniem złotego, i będzie robił wszystko, aby go umocnić. Po tych słowach kurs euro szybko zanurkował poniżej 4,69 zł. Ale to, czy werbalna interwencja premiera na dłużej ustabilizuję walutę, nie jest oczywiste.
– Najskuteczniejszym działaniem, jakie rząd może podjąć w celu umocnienia złotego, byłoby osiągnięcie porozumienia z instytucjami europejskimi w sprawie odmrożenia środków w ramach Krajowego Planu Odbudowy – mówi „Parkietowi" Marcin Kujawski, ekonomista z BNP Paribas Bank Polska. Napięte stosunki między Warszawą a Brukselą uchodzą bowiem za jedno ze źródeł słabości polskiej waluty.
Co złego to nie my
Inaczej sytuację widzi prezes NBP Adam Glapiński. W piątkowej wypowiedzi dla PAP tłumaczył on, że notowaniom polskiej waluty szkodzą przede wszystkim zjawiska o charakterze globalnym.