Przykład naszego czytelnika pokazuje, że może to narazić ich na podejrzenie manipulacji. Zwłaszcza jeśli transakcje dotyczą niepłynnych firm. Nasz czytelnik został oskarżony o manipulację, gdyż w dokonanej przez siebie transakcji był sprzedającym i kupującym, a za jej sprawą wygenerował kilkanaście procent dziennego obrotu. Śledczy uznali, że „wprowadził w błąd pozostałych inwestorów co do rzeczywistego popytu i podaży". Wzrost obrotów może bowiem zostać uznany za sygnał, że w danej spółce zaczyna się coś dziać, a tym samym zachęcać do transakcji na jej akcjach.

26,7 tys. zł warta była transakcja, w wyniku której naszego czytelnika oskarżono o manipulację

Wśród czynników branych pod uwagę przy ustalaniu, czy mogło dojść do manipulacji, są m.in. udział analizowanych transakcji w dziennym obrocie oraz czy dane transakcje wpływają na stan posiadania instrumentu finansowego. – Aby uniknąć posądzenia o manipulację, należy bezwzględnie unikać zawierania transakcji z samym sobą, w szczególności jeżeli miałyby one istotnie wpływać na obraz rynku dla danego instrumentu – podkreśla Łukasz Dajnowicz, rzecznik KNF.

Radosław Kwaśnicki z kancelarii RKKW informuje, że od strony formalnej transakcje z samym sobą są możliwe, gdyż można praktycznie w tej samej chwili wystawić zlecenie sprzedaży i kupna. – Najprostszym sposobem na ryzyko „działania z samym sobą" jest dokonanie transakcji poza rynkiem. Akcje są niekiedy wnoszone do podmiotu zarejestrowanego np. na Cyprze, a potem odkupywane od tej firmy. Taka transakcja formalnie zostałaby dokonana z odrębnym podmiotem, mimo że mógłby on być powiązany z danym inwestorem – mówi. – Nie jest to jednak rozwiązanie powszechnie stosowane, zwłaszcza przez drobnych inwestorów. Może budzić też wątpliwości natury prawnej – dodaje. Podkreśla, że informowanie, że transakcje z samym sobą zawarto w celu optymalizacji podatkowej może narażać inwestorów na zarzuty skarbowe, gdyż urząd skarbowy może uznać je za dokonane w celu obejścia prawa podatkowego, co może implikować ryzyka podatkowe.