Paweł Cymcyk, szef Związku Maklerów i Doradców: Jak zdać egzamin na maklera?

Paweł Cymcyk, szef Związku Maklerów i Doradców, był gościem Piotra Zająca w piątkowym Parkiet TV. Tematem rozmowy było przygotowanie do zdobycia licencji maklera papierów wartościowych.

Aktualizacja: 13.09.2019 15:55 Publikacja: 13.09.2019 15:45

Paweł Cymcyk, szef Związku Maklerów i Doradców

Paweł Cymcyk, szef Związku Maklerów i Doradców

Foto: parkiet.com

Zanim zdradzimy patent na zdanie egzaminu, powiedz, czy licencja maklera wciąż otwiera wiele zawodowych drzwi? Bo nie brakuje głosów, że to już zawód całkowicie zastąpiony przez elektronikę...

My jako związek od 20 lat przygotowujemy do tego egzaminu i w tym czasie wykrystalizowały się dwie grupy osób, dla których ta licencja jest najbardziej przydatna. Pierwsza to osoby, które dopiero wchodzą na rynek finansowy, są jeszcze na studiach albo tuż po nich, i chcą w ten sposób pokazać swoje zaangażowanie i chęć zdobywania zawodowych certyfikatów. Co ciekawe – to niekoniecznie są osoby po kierunkach ekonomicznych, czy finansowych. Druga grupa osób wszyscy ci, którzy chcą potwierdzić swoje kwalifikacje i w ten sposób rozwijać swoją karierę. Bo licencja bez wątpienia otwiera wiele nowych możliwości.

Dodajmy może, że to już nie są te czasy, że makler siedzi z telefonem niczym Bud Fox w filmie „Wall Street" i przekazuje zlecenia na giełdę. Troszkę się zmieniło, prawda?

Tak. Wprawdzie dominuje wyobrażenie, że osoby z tą licencją pracują tylko w domach maklerskich i zajmują się zleceniami. Tymczasem nie jest to jedyna opcja. Z moich obserwacji wynika, że są to zarówno osoby pracujące na stanowiskach analitycznych, a także doradczych. Pracują zarówno u brokerów, jak również w funduszach inwestycyjnych i firmach doradczych. Makler w tej chwili to bardziej osoba, która troszczy się o klienta, a nie składa zlecenia na rynek.

W tej chwili w Polsce jest trochę ponad 3300 licencji, co oznacza dwie rzeczy. Po pierwsze to jest dosyć elitarne grono. Po drugie – egzamin jest dość trudny.

Ja wolę mówić, że ten egzamin jest wymagający. Żeby się bowiem do niego przygotować potrzeba trochę czasu, konsekwencji i zaangażowania. Zdawalność jest na poziomie 15-25 proc., co wprost pokazuje, że łatwo nie jest.

27 października kolejny egzamin organizowany przez KNF. Chyba wypadałoby się zacząć uczyć?

Moim zdaniem dwa miesiące to okres minimalny, który pozwala na dobre przygotowanie. Oczywiście na pytanie: ile czasu potrzeba, by się przygotować? Odpowiedź brzmi: to zależy. Bo każdy przystępuję do nauki z różnym doświadczeniem i zasobem wiedzy. Ale egzamin ten jest na tyle specyficzny, że moim zdaniem 150-300 godzin nauki trzeba sobie zarezerwować.

A więc raczej marne są szanse, że będąc po studiach finansowych czy pracując na rynku, mamy pozytywny wynik w kieszeni?

Ten egzamin to na tyle specyficzne połączenie prawa, technik notowań i matematyki finansowej, że wejście nań z marszu niewiele pomoże. Wiedza ze studiów i z pracy może pomóc w przygotowaniu, ale same w sobie nie zapewnią licencji.

Materiału do nauki jest dużo. To są dwie książki, w tym m. in. „Inwestycje" prof. Jajugi, to jest 21 aktów prawnych, i SZOG, czyli Szczegółowe Zasady Obrotu Giełdowego niezbędne do rozwiązywania zadań z technik notowań. Trzeba wszystko przerobić od dechy do dechy?

To są tylko najważniejsze rzeczy. Gdyby trzymać się obowiązującego materiału według wytycznych KNF, to samych aktów prawnych mamy kilkanaście tysięcy stron, do tego dochodzi masa materiałów przygotowująca do części obliczeniowej. Czy trzeba ze wszystkim się zapoznać? Kluczem do zdania jest przeczytanie właściwych rzeczy i nauczenie się właściwego sposobu na szybkie rozwiązywanie zadań. Trzeba więc odpowiednio sobie rozplanować system nauki i konsekwentnie go realizować.

Niektórzy mają taką metodę nauki, że rozwiązują egzaminy z poprzednich lat. Czy to dobre podejście? Wystarczy wziąć 10 ostatnich arkuszy i je przerobić?

Moim zdaniem to jest tylko kolejny etap nauki, już po tym, jak odpowiednią dawkę wiedzy z wymaganego zakresu sobie przyswoimy. Wtedy możemy sprawdzić się, co umiemy, co trzeba doczytać, itd. Ponadto jest to dobry sposób, by przygotować sobie taktykę na sam egzamin, czyli zarządzanie czasem, odporność na stres, itd.

Warto stworzyć sobie w domu imitację egzaminu, przygotować butelkę wody, jabłko, kartkę, ołówek, prosty kalkulator i tablice matematyczne, nastawić stoper na 180 min i do roboty? Jeśli tego nie przećwiczymy, to potem można mieć niemiłe zaskoczenie.

Zgadza się, bo na egzaminie, poza wiedzą, najważniejsze jest zarządzanie czasem. Mamy 120 pytań, odpowiedzi są A, B, C, D i musimy zdobyć 160 pkt. Za prawidłową odpowiedź są 2 pkt, za brak 0 pkt, a za błędną -1 pkt. Może się okazać, że jeśli za dużo czasu poświęcimy na jedno zadanie, to nie zdążymy rozwiązać 10 innych. Tak więc koniecznie trzeba w domu zrobić sobie taką symulację egzaminu.

A propos już samej strategii na egzamin – rozwiązujemy zadanie za zadaniem, nie dzielimy tego na bloki tematyczne?

Zadanie są losowo rozrzucone po całym egzaminie, więc rozwiązywanie jakimś kluczem tematycznym to strata czasu. Najlepszą strategią jest rozwiązywanie po kolei. Wtedy w każdym momencie wiemy ile czasu i zadań nam zostało.

Warto strzelać?

Nie zawsze, z uwagi na ujemne punkty. Żeby strzelać, wartość oczekiwana tego strzału musi być dodatnia, czyli w praktyce - z czterech możliwych odpowiedzi musimy być pewni co do dwóch, że na pewno są błędne. Niestety zdarzali się „strzelcy", którzy mięli ujemny końcowy wynik.

Najgorzej jest jednak wtedy, gdy już na początku natkniesz się na zadanie, którego nie możesz rozwiązać. Często traci się wtedy sporo czasu, bo długo nad nim rozmyślamy. Nie warto, prawda? Mamy jeszcze 159 innych zadań i mało czasu.

To jest spore obciążenie psychiczne, gdy już na starcie coś idzie nie po naszej myśli. Ale do tego trzeba podejść strategicznie – jeśli nie znamy odpowiedzi, to skreślamy to pytanie i jedziemy dalej.

Od razu warto sobie powiedzieć, że mała jest szansa, żeby znać odpowiedź na każde pytanie. Jest ich 120 i są z bardzo szerokiego zakresu. Ile zatem, mniej więcej, trzeba rozwiązać, żeby móc liczyć na dobry wynik?

Na pewno nie ma co się nastawiać, że na pewniaka robie 80 i mam równe 160 pkt, a więc limit. Zawsze jest ryzyko, że w tym jednym popełnię błąd i wtedy po licencji. Moim zdaniem dobrze jest rozwiązać od 100 do 110 zadań. Wprawdzie nasz pułap maksymalny się obniża, ale nawet jeśli zrobimy 10 proc. błędów, a mniej więcej tyle średnio popełniają ci co zdają, to i tak mamy pozytywny wynik.

To jeszcze jedna kwestia, wydawać by się mogło, że błaha... Jak nanosić odpowiedzi na kartę? Od razu czy na koniec? To jest do zaznaczenie do 120 kratek.

Faktycznie samo to zaznaczanie może zająć nawet kilkanaście minut, więc ten bufor czasowy trzeba sobie zostawić, jeśli ktoś nie przenosi odpowiedzi od razu. Ja tak robiłem i zacząłem na 30 min przed końcem. Oczywiście nie ma idealne podejście – jedni wolą to robić od razu i na chwilę odrywać się od rozwiązywania, a inni zostawiają to na później. Każdy musi dobrać sposób indywidualnie, pamiętając o tym buforze czasowym.

Biura maklerskie
Czy maklerzy już na dobre zakotwiczyli w strukturach banków?
Biura maklerskie
Nowe, maklerskie posiłki
Biura maklerskie
Polskim brokerom marzą się kryptowaluty. Doczekają się przyzwolenia od nadzorcy?
Biura maklerskie
Rafał Sadoch, BM mBanku: Fundamenty hossy na rynku akcji nadal są zdrowe
Materiał Promocyjny
Nowy samochód do 100 tys. zł – przegląd ofert dilerów
Biura maklerskie
Jarosław Fuchs, wiceprezes Pekao: Wierzę w lepsze czasy dla polskiego rynku kapitałowego
Biura maklerskie
XTB znów pozyskało najwięcej rachunków