Wszystkie trzy przypadki trudno uznać za niespodziankę. Vivid Games miał pecha, przeprowadzając emisję refinansującą w czasie lockdownu (gdyby robił to pół roku później, miałby zapewne większe szanse na zamknięcie emisji), do pewnego stopnia default Kancelarii Medius można też tłumaczyć wybuchem pandemii i jej przebiegiem w Hiszpanii (grupa ulokowała tam większość aktywów), choć sytuacja jest bardziej złożona i związana także – pośrednio – z defaultem GetBacku. Rozczarowaniem roku był default obligacji wyemitowanych przez Griffin Real Estate Invest wartych 84,2 mln zł. Nie każde pieniądze warte są narażania reputacji marki budowanej na świecie całymi latami.
Ale warto też pamiętać o zdarzeniach, które miały miejsce poza Catalyst – Gent Holding, Golub GetHouse czy Metropolitan Investment finansowały działalność obligacjami oferowanymi inwestorom indywidualnym i nie zwróciły środków w terminie.
Nie są to podmioty publiczne, trudno więc z dalszej perspektywy ocenić, na ile decydującym elementem był wpływ pandemii, a na ile indywidualna sytuacja tych spółek (choć bardziej radykalne oceny są prawdopodobnie usprawiedliwione, to jednak nie są one przedmiotem tego artykułu), jednak powinny być one przestrogą. Ostatnie miesiące 2020 r. przyniosły wysyp tzw. małych emisji publicznych i inwestorzy powinni pamiętać, że udział w nich oznacza akceptację nieprzeciętnie wysokiego ryzyka inwestycji, często przy źle oszacowanej nagrodzie za jego wzięcie. O ile biorąc udział w emisjach większych firm organizowanych przez domy maklerskie o uznanej reputacji, inwestorzy mogą wciąż liczyć na kupony rzędu 4,5–5,5 proc., o tyle w małych emisjach odsetki sięgają zwykle 6–7 proc. W najlepszym wypadku oznacza to odsetki wyższe o połowę w zamian za kilkukrotnie wyższe ryzyko inwestycji, a w najgorszym nagrodą są odsetki wyższe o zaledwie kilka procent.
Po pierwsze, nie emitenci są „winni" zbyt niskim kuponom, ale kształt rynku. Znalezienie chętnych na papiery wyższego ryzyka nie jest proste i dotarcie do tego rodzaju inwestorów słono kosztuje. Dlatego ostateczny koszt dla emitentów i tak jest często dwucyfrowy i usprawiedliwiony ryzykiem. Po drugie, oprocentowanie obligacji zapewne byłoby wyższe, ale przeszkodą są niskie stopy procentowe i mechanizm stary jak Catalyst – zbyt wysokie oprocentowanie prędzej odstraszy inwestorów indywidualnych, niż przyciągnie ich uwagę.