Z danych opublikowanych ostatnio przez GPW wynika, że w I półroczu inwestorzy zagraniczni odpowiadali za 59 proc. handlu na rynku akcji, a w przypadku inwestorów indywidualnych było to 13 proc. To dużo czy mało? Jak pod tym względem wyglądamy na tle innych rynków?
Na pewno dane te pokazują pewien trend. Inwestorzy zagraniczni wciąż są bardzo aktywni i myślę, że tak pozostanie. Trzeba bowiem zwrócić też uwagę, że Polska w funduszach emerging markets wciąż jest niedoważona. Wydaje mi się, że jest kwestią czasu, kiedy to się będzie zmieniać, co też będzie miało wpływ na utrzymującą się dużą aktywność inwestorów zagranicznych. Jeśli zaś chodzi o inwestorów indywidualnych, to udział na poziomie 13 proc. to jest wciąż bardzo dobry wynik, patrząc chociażby na to, co dzieje się na innych rynkach.
Powiedział pan, że Polska jest niedoważona w portfelach zagranicznych inwestorów. Czego potrzebujemy, aby faktycznie znowu stać się atrakcyjnym rynkiem w oczach zagranicy?
Wpływ na to, czy dany rynek jest atrakcyjny czy też nie, w zasadzie mają te same czynniki. Rynek po prostu musi dawać zarabiać. Z tym w Polsce mamy od jakiegoś czasu duży problem. To czego z pewnością również brakuje, to nowych spółek, które dotrzymują słowa i spełniają to, co obiecują inwestorom. Są takie firmy, ale wciąż jest ich bardzo mało. Widać, że takie spółki, mimo generalnie słabych nastrojów na naszym rynku, potrafią rosnąć.
Na myśl od razu przychodzi firma Dino, która rośnie nawet na trudnym rynku.