Za nami runda, w której stronom prowadzącym negocjacje przygrywały tweety o podnoszonych i opuszczanych cłach, zwiększaniu i zmniejszaniu kwot objętych restrykcjami, manewry dyplomatycznych ataków i ustępstw. Doszliśmy do etapu, w którym od połowy maja Stany, a od początku czerwca Chiny, podniosą cła na towary o rocznej wartości wymiany ponad ćwierć biliona dolarów. Amerykanie wystrzelili pierwsze salwy, celując w dwa chińskie giganty telekomunikacyjne: Huawei i ZTE, oskarżając je o szpiegostwo i blokując im dostęp do rynku amerykańskiego i amerykańskich technologii informatycznych. Chińczycy w odpowiedzi zagrozili blokadą swojego rynku dla produktów Apple'a, a prezydent Chin Xi Jinping ostentacyjnie udał się z wizytą w rejony wydobycia metali ziem rzadkich, których Chiny są znaczącym producentem, a bez których duża część rynku elektroniki stanie. Wzrost cen niektórych surowców, komponentów elektronicznych, nowe bariery w handlu światowym i ograniczenie tempa globalnego rozwoju na najbliższe miesiące, a może nawet lata, to zły omen dla rynków akcji. Dla obligacji już nie tak jednoznaczny – nieco wyższa inflacja i niższe tempo wzrostu to przeciwstawne wektory. Nawet nie biorąc bezpośrednio udziału w konflikcie, powinniśmy być przygotowani na jego konsekwencje.