I faktycznie, w przypadku USA w przeszłości obligacje – szczególnie te najbardziej ryzykowne, określane mianem śmieciowych (lub też high yield), przynoszące wysoką rentowność za cenę wysokiego ryzyka – potrafiły niekiedy wysyłać wczesne sygnały ostrzegawcze. Rynek „śmieciówek" załamał się już w lecie 2007 r., zanim przez rynki akcji przeszła pierwsza fala bessy. W tym kontekście dobrą wiadomością jest fakt, że rynek obligacji podwyższonego ryzyka w niezłej formie przetrwał lutowo-marcową zawieruchę na Wall Street, a w ostatnich dniach zaczął wykazywać oznaki rosnącego apetytu na ryzyko. Spread (różnica rentowności względem bezpiecznych papierów skarbowych) zaczął się na nowo zawężać i tak naprawdę niewiele brakuje, by osiągnął znów poziomy najniższe od 2007 r.

Jak to podsumować? Z pewnością nie chcielibyśmy na tej podstawie sugerować, że amerykańskie obligacje wysokiego ryzyka czy też tamtejsze akcje są atrakcyjnie wycenione. Spread na rynku „śmieciówek" jest wąski z historycznego punktu widzenia, więc trudno tu mówić o jakiejś okazji. Oczekujemy, że w trakcie najbliższej recesji za oceanem spready powinny się znacznie rozszerzyć na skutek załamania apetytu na ryzyko. Istota powyższych wywodów polega raczej na tym, że na razie – mimo ostatniej zawieruchy na giełdach – nie widać, by rynek obligacji śmieciowych już teraz zaczynał wysyłać sygnały wczesnego ostrzegania przed takim czarnym scenariuszem.