Niska prowizja tak, ale nie za wszelką cenę

Na rynku były, są i pozostaną podmioty walczące o klientów ultraniskimi stawkami. Wielu inwestorów do tego typu promocji podchodzi jednak z dużą dozą ostrożności.

Publikacja: 17.08.2019 13:55

Niska prowizja tak, ale nie za wszelką cenę

Foto: Adobestock

Chociaż o wojnie cenowej na rynku usług |maklerskich słyszy się obecnie zdecydowanie rzadziej niż jeszcze kilka lar temu, to co jakiś czas pojawiają się firmy, które chcą zawojować rynek, oferując stawki znacząco odbiegające od średnich rynkowych. I chociaż wydawać by się mogło, że cena odgrywa ważną rolę, to jat pokazuje doświadczenie ostatnich lat, same ob­niżki opłat to często za mało, aby przekonać do siebie inwestorów, szczególnie tych najbardziej doświadczonych. Ci często wolą płacić więcej, ale i więcej oczekują od pośredników.

Walka ceną

Na rynku były, są i zawsze będą firmy próbu­jące zwabić inwestorów giełdowych promocyj­nymi stawkami. W tym kierunku poszedł bry­tyjski startup Revolut, który oferuje klientom możliwość bezprowizyjnego handlu akcjami na rynku amerykańskim.

W pierwszej kolejności usługa ta została udostępniona użytkownikom kart Metal. Mają oni możliwość zrealizowania miesięcznie 100 bezprowizyjnych transakcji (limit będzie odna­wialny) na akcjach z New York StockExchange i Nasdaq. W pierwszej fazie dostępnych ma być ponad 300 spółek, jednak firma już teraz zapo­wiada, że oferta będzie rozszerzana o kolejne firmy. Do tego użytkownicy dostają bezpłatny dostęp do notowań Online.

- To kolejny ważny krok ku realizacji naszej misji, by uczynić usługi finansowe bardziej do­stępnymi, innowacyjnymi i tanimi. Inwestowa­nie na rynku akcji pozostawało zbyt długo poza zasięgiem zwykłych ludzi. Był to realny problem dla konsumentów poszukujących efektywnych metod lokowania swoich oszczędności lub przeznaczania ich części na cele inwestycyjne - wskazywał przy okazji debiutu platformy transakcyjnej Nik Storoński, współzałożyciel i prezes Revoluta.

Firma usługą ma obejmować kolejne rzesze klientów. W ciągu kilku tygodni ma ona być do­stępna dla posiadaczy kart Standard i Premium. Ci pierwsi w miesiącu będą mogli wykonać trzy bezprowizyjne transakcje. W drugim przypadku mowa o ośmiu transakcjach. Transakcje ponad limitem będą się wiązały z prowizją w wysokości 1 funta, czyli 4 zł. Opłata roczna wyniesie 0,01 proc, wartości rynkowej całego portfela akcji. Warto jednak zwrócić uwagę na pewne ogra­niczenia. Górny limit wartości pojedynczej transakcji to 1000 USD.

Stawki, jakie stosuje Revolut, znacząco odbiegają od tego, co oferują polskie domy maklerskie. Aby za ich pośrednictwem kupić akcje na zagranicznych giełdach, trzeba się liczyć z minimalną prowizją, która zazwyczaj wynosi 38 zł (nowe stawki ostatnio wprowadził DM mBank, gdzie minimalna prowizja wynosi 19 zł). To oczywiście nijak się ma do tego, co oferuje brytyjski startup, i wydawać by się mo­gło, że oferta polskich brokerów skazana jest na porażkę. Wcale jednak nie musi tak być.

Tradycyjni brokerzy już kilka lat temu byli skazywani na pożarcie. Ich pogromcą miała być wywodząca się z Holandii firma DeGiro. W 2014 r. rozpoczęła ona działalność na rynku polskim, a głównym jej orężem w walce o klientów miały być niskie prowizje. Na stronie firmy można znaleźć informację, że opłaty za handel akcjami z GPW są nawet o 40 proc, niższe niż w przypad­ku ofert tradycyjnych brokerów. Zapowiedzi były zresztą huczne. Przedstawiciele DeGiro mówili otwarcie, że chcą zdobyć 25 proc, ryn­ku. Co prawda Holendrzy nie podają statystyk dotyczących rynku polskiego, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że ich plan nie do końca wypalił.

Presja otoczenia

Naturalnie rodzi się jednak pytanie: skoro jest tak tanio, to czemu DeGiro nie podbiło polskiego rynku? I czy podobny los spotka bry­tyjskiego Revoluta?

Wokół holenderskiej firmy od początku pa­nowała gęsta atmosfera. Padały m.in. pytania o bezpieczeństwo przechowywanych aktywów czy chociażby kwestie techniczne związane z rozliczeniem podatkowym. I chociaż firma zapewniała, że aktywa klientów są w pełni bez­pieczne, to i tak większość inwestorów krzywo patrzy na oferty, które nie są firmowane przez tradycyjne domy maklerskie. Te co prawda więcej kosztują/ale i dają wielu inwestorom większe poczucie bezpieczeństwa i komfortu.

Nie tylko jednak zagraniczne firmy mają problem z tym, aby zawojować rynek ceną, co może świadczyć, że nie jest to tylko kwestia po­czucia bezpieczeństwa. Swego czasu DM Banku BPS wyszedł na rynek z prowizją w wysokości 0,13 proc. Konkurencja, która w większości przypadków stosuje prowizje w wysokości 0,38 proc., nie kryła oburzenia tym faktem i zaczęły nawet padać oskarżenia o stosowanie dumpin­gowych stawek. Minęło jednak sporo czasu, emocje już opadły, bo też okazało się, że nie ma masowego przenoszenia rachunków do DM Banku BPS. Brokerzy przyznają jednak, że po­jawiły się „skutki uboczne5'. - W przypadku DM Banku BPS, tak samo jak w przypadku innych domów maklerskich, które tną opłaty, pojawia się presja ze strony klientów na to, aby ich dom maklerski obniżył opłaty. Nie chodzi tu jednak o oficjalne zmiany cennika -klienci wykorzystują różnego rodzaju obniżki u konkurencji do tego, aby wynegocjować ze swoim brokerem niższą prowizję. Oczywiście, czy klientowi się to uda, w dużej mierze zależy od tego, jak duży obrót generuje czy też ile posiada aktywów. Istnieje oczywiście coś takiego jak przywiązanie do bro­kera. Nawet więc jeśli klient nie chce faktycznie przenosić aktywów, to po prostu próbuje wy­wrzeć presję na obsługującą go firmę - mówi jeden z przedstawicieli branży maklerskiej.

Niska prowizja to nie wszystko

Stawki wyraźnie odbiegające od standardów rynkowych też nie biorą się znikąd. Zazwyczaj wiążą się z pewnymi ograniczeniami w innych częściach usługi. Owszem, dostajemy niską prowizję, ale musimy się też liczyć m.in. z uproszczonymi funkcjonalnościami platformy transakcyjnej czy też ubogą paletą usług infor­macyjnych lub analitycznych. To wbrew pozo­rom też ma znaczenie, szczególnie jeśli mówi­my o klientach z dłuższym stażem, większym doświadczeniem czy też bardziej majętnych.

- Zawsze będzie pewna grupa klientów, dla których poziom prowizji będzie odgrywał waż­ną rolę. Dotyczy to szczególnie inwestorów z mniej zasobnymi portfelami. Samą ceną nie da się jednak zawojować rynku. Liczą się również inne elementy, szczególnie w gronie najwięk­szych klientów. Dla nich znaczenie ma jakość systemu transakcyjnego, bogata oferta produk­towa czy też możliwość bezpośredniego kon­taktu z maklerem - mówił niedawno na łamach „Parkietu" Andrzej Zajko, zastępca dyrektora DM PKO BP. W podobnym tonie wypowiada się Barbara Tomczuk, dyrektor departamentu rynków regulowanych w DM mBanku.

- Mamy inwestorów o rożnych profilach, dla których różne elementy oferty maklerskiej są ważne. Mając ambicje zajmowania wysokiej pozycji na rynku, trzeba mieć uniwersalną ofertę. Z jednej strony bogatą i kompleksową, ale też łatwo dostępną i wygodną. Inwestorzy wybierają biuro maklerskie głównie ze względu na te aspekty i są gotowi płacić nieco wyższe ceny. Z drugiej strony ważne, aby zachować elastyczność cenową pozwalającą spełnić wy­magania najbardziej aktywnych inwestorów inwestujących krótkoterminowo, dla których cena usługi ma kluczowe znaczenie. Obser­wując jednak tendencje zmian oczekiwań klientów, widzimy, że stale rośnie znaczenie ergonomii oferowanych platform inwestycyj­nych oraz sposób i zakres integracji z usługami bankowymi. Coraz więcej inwestorów ceni te aspekty oferty, mniejszą wagę przykładając do cen, które jednak oczywiście nie mogą istotnie odbiegać od poziomów rynkowych - wskazuje Tomczuk.

Cena nie zawsze więc czyni cuda. Oczywiście nie oznacza to, że Revolut, który chce podbić ry­nek bezprowizyjnym handlem na zagranicznych parkietach, skazany jest na porażkę. Jego mocną stroną bez wątpienia jest duża już rozpozna­walność marki, z czym problem miało DeGiro, wchodząc do Polski. Brokerzy z pewnością będą bacznie obserwować poczynania Revoluta, ale na razie dalecy są od wpadania w panikę.

Opinie

Marek Pokrywka

dyrektor wydziału wsparcia i obsługi klienta, DM BOŚ

Stawki opłat i prowizji to kluczowe elementy, na które inwestorzy zwracają uwagę. Ich znaczenie rośnie w okre­sach słabej koniunktury, gdy trudno o zyski. Konkurencja ceną to niestety negatywna przypadłość polskiego rynku kapitałowego. Mam tu na myśli przede wszystkim konkurowanie prowizjami od transakcji. Podmioty, które proponują inwestorom skrajnie niskie prowizje, nie oferują „nic więcej" lub nawet rekompensują sobie to w inny sposób. Z takiej oferty korzystają klienci, którzy nie są aktywnymi uczestnikami obrotu giełdo­wego. Aktywni inwestorzy są świadomi faktu, że o skutecznym inwestowaniu nie decydują wyłącznie niskie prowizje. Kluczowe znaczenie ma dostęp do profesjonalnych systemów transakcyjnych i informa­cyjnych, jakość oferty w zakresie dostępu do różnych rynków, instrumentów, analiz, rekomendacji czy do­radztwa. Ci inwestorzy przy wyborze domu maklerskiego nie kierują się wyłącznie prowizjami od obrotu, ale też jakością usług. Nie oznacza to niestety pełnego zrozumienia, że bogata oferta i wyższa jakość muszą kosztować więcej.

Michał Wojciechowski

ekspert rynku kapitałowego

Najważniejsze dla inwestorów są bezawaryjność, szybkość i funkcjonalność platformy oraz poziom opłat i prowizji. Jest to widoczne w corocz­nych wynikach badania OBI publikowanego przez Sil oraz ograniczonych reakcjach na promocyjne prowizje. Takie preferencje inwestorów, nie są specjalnym zaskoczeniem. Opierają się na zasadzie: „minimalizuj koszty i ryzyko, tam gdzie to możliwe".

Inwestor na niestabilności lub brakach funkcjonalności systemu maklerskiego może stracić znacznie więcej niż na oszczędności na prowizji. Dlatego też promocje prowi­zyjne, bez zaplecza dobrej platformy transakcyjnej, okazywały się nieskuteczne. Jest oczywiście grupa inwe­storów wrażliwa na koszty, która śledzi stawki u innych brokerów, ale zazwyczaj wykorzystuje je do negocjacji.

w swoim domu maklerskim. Istotne zwiększenie udziału w rynku maklerskim wymaga zatem nie tylko niskiej marży, ale i inwestycji w stabilny i funkcjonalny system. Wydaje się, to nieopłacalne przy tym poziomie aktywności na rynku. Co innego, gdyby bu­dować ofertę skierowaną nie tylko do polskich inwestorów, czyli zaoferować dostęp do wielu giełd na platformie paneuropejskiej.

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty