Opinia: Obserwowaną próbę podbicia notowań dolara próbuje się przypisywać obserwowanemu wzrostowi rentowności amerykańskich obligacji – zwłaszcza 10-letnich, które wymazały zdecydowaną większość spadku obserwowanego w poprzednim, skróconym tygodniu. Szerszy kontekst tego wykresu (ujęcie tygodniowe), a także dodanie do niego przebiegów dla krótszych, 2 i 5-letnich papierów pokazuje, że taka teza słabo się broni, biorąc pod uwagę, że rentowności rosną od września, a od tego czasu dolar zbytnio nie zyskał – wystarczy zerknąć na prezentowany poniżej tygodniowy układ wykresu koszyka dolara, czyli FUSD. Zresztą nie udało się powrócić ponad ważny poziom 91,86 pkt., który został złamany wczoraj, co sugeruje raczej kontynuację dolarowej przeceny w kolejnych dniach, chociaż w nieco mniejszej skali – mocne wsparcie to rejon 91 pkt. bazujący na minimach z września ub.r.
Mocniejszym argumentem za korektą przecenionego dolara mogłyby być dzisiejsze dane makro, ale to może być trudne. Rynek spodziewa się, że publikowane dzisiaj o godz. 16:00 dane ISM dla przemysłu nie pokażą większych zmian w grudniu, wobec tego, co było w listopadzie (58 pkt. wobec 58,2 pkt.). A nawet, jeżeli zobaczymy lepszy odczyt, to natychmiast pojawią się pytania, czy obserwowana teraz ostra zima w USA nie zaważy na styczniowym odczycie. O godz. 20:00 poznamy natomiast zapiski z ostatniego posiedzenia FED w grudniu, które jak pamiętamy zgasiło oczekiwania, jakie mogły się pojawić przy okazji uchwalenia reformy podatkowej. Z prognoz, jakie zamieścił FED wynikało, że nie będą miały one wpływu na oczekiwania inflacyjne, oraz tempo podwyżek stóp procentowych. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że o ile FED podtrzymał oczekiwania dotyczące trzech podwyżek stóp procentowych w 2018 r., o tyle oczekiwania rynku nadal się różnią – o ile w temacie marca 2018 r. szacuje się prawdopodobieństwo podwyżki na 62 proc. (CME FED Watch), a w całym roku zaledwie dwa ruchy. Aby ta różnica uległa w końcu zawężeniu potrzebna byłaby zmiana retoryki wobec inflacji, a tu ewentualne nadzieje można raczej pokładać w nowym składzie FED, czyli tak naprawdę liczyć się będzie dopiero marcowe posiedzenie, chociaż tego zaplanowanego na koniec stycznia, nie należy nadmiernie ignorować.
Na parze EUR/USD widać dzisiaj czarną świecę po tym, jak wczoraj mieliśmy nieudaną próbę złamania oporu 1,2058-92. Niemniej dopiero złamanie 1,2024 i dalej 1,2000 byłoby sygnałem do rozbudowania korekty w stronę widocznej linii trendu wzrostowego prowadzonej od dołka z 18 grudnia. Obecnie przebiega ona przy 1,1940. Wcześniej, bo w rejonie 1,1960-75 można zlokalizować mocne wsparcie. Dzienne wskaźniki wskazują na spore wykupienie rynku, co może sugerować, że perspektywa złamania w/w okolic 1,2058-92 może być odległa. O ile na rynku pojawiają się spekulacje związane z przyszłością programu QE (wypowiedź Benoit Coure z ECB dla chińskiego magazynu w ostatni weekend), o tyle bardziej prawdopodobne wydaje się pojawienie tzw. werbalnej interwencji mającej na celu ograniczenie nadmiernej aprecjacji euro.
Na wykresie USD/JPY widać próbę odbicia od wsparcia w okolicach 112, do których dotarliśmy wczoraj. Niemniej dopiero wybicie ponad opór przy 112,45 mogłoby być pierwszym sygnałem, że obserwowane od kilku dni spadki wytracają impet. Niemniej wskaźniki sugerują, że trend pozostaje silny.
Sporządził: Marek Rogalski – główny analityk walutowy DM BOŚ