Wczoraj w drugiej połowie dnia dolar pozostawał pod presją spadkową za sprawą wystąpienia szefa FED w Kongresie, który powtórzył swoją "gołębią" mantrę, dając po raz kolejny do zrozumienia, że jeszcze nie jest właściwy czas na to, aby decydować o ograniczeniu skupu aktywów. W efekcie rentowności amerykańskich obligacji całkowicie wymazały już wzrost po publikacji (po raz kolejny rekordowej!) inflacji CPI we wtorek - w czwartek rano dla papierów 10-letnich oscylowały wokół 1,32 proc.
Dzisiaj amerykańska waluta próbuje jednak odbijać. O godz. 15:30 mamy drugi dzień zeznań szefa FED przed Kongresem, tym razem przed Komisją Bankową Senatu. Trudno jednak oczekiwać, aby było inne niż wczoraj. Dlaczego, zatem dolar zyskuje? Przede wszystkim słowa Powella nie muszą oznaczać, że decydenci w FED rzeczywiście niczego nie zasygnalizują na posiedzeniu 28 lipca. Wciąż wydaje się, że poważna dyskusja wokół taperingu jest możliwa na wrześniowym posiedzeniu, które najpewniej doprowadzi do kolejnego przesunięcia oczekiwań co do podwyżek stóp wśród członków FED (wykres kropkowy). Po drugie motorem napędowym dla dolara jest też (i pewnie dopiero będzie) niepewność związana z globalną falą pandemii opartą o wariant Delta.
Dzisiaj w grupie G-10 w gronie słabszych walut są Antypody, oraz funt. W nocy opublikowane zostały słabsze dane z australijskiego rynku pracy, a dane nt. wzrostu PKB w Chinach wypadły minimalnie poniżej oczekiwań (7,9 proc. w II kwartale). Na drugim biegunie jest jen - spadek USDJPY to wynik zachowania się rentowności amerykańskich obligacji.
OKIEM ANALITYKA - kto kogo zaskoczył?
Szef FED sprostał wczoraj oczekiwaniom "gołębi", co jednak nie było dużym zaskoczeniem. Jerome Powell serwuje ten sam przekaz od dłuższego czasu. Do tezy o tymczasowości wzrostu inflacji za sprawą specyficznego otwarcia gospodarki po pandemii, doszedł wątek nieefektywnego rynku pracy. Wciąż dobre kilka milionów Amerykanów nie powróciło do pracy po pandemii i tu FED poczuwa się do konieczności realizacji swojej misji, nie dostrzegając faktu, że to swoiste zaburzenie wywołane jest też przez nazbyt hojne decyzje polityków, którzy wspierają bezrobotnych znacznie dłuższymi zasiłkami, niż kiedyś. Czy jednak skup aktywów rzeczywiście może wpłynąć na poprawę sytuacji rynku pracy? A może jest to tylko wymówka do podtrzymywania koniunktury na rynkach, bo tym jest w pewnym sensie program QE.
Zastanówmy się jednak nad tym, czy Kongres jest dobrym miejscem do ogłaszania przez FED istotnych zmian w podejściu w polityce monetarnej? Raczej ostatnim, gdzie można by to ogłosić. Stąd też nie dziwmy się nadmiernie Jerome Powellowi. Ale i też nie przekreślajmy zupełnie "jastrzębich" wątków w polityce monetarnej FED-u. Jutro poznamy dane nt. lipcowej sprzedaży detalicznej, które pokażą jak wygląda dynamika konsumpcji po ustaniu wpływu czeków Bidena. Niemniej kluczową datą na mapie pozostaje 28 lipca, kiedy to odbędzie się posiedzenie FED. Komunikat będzie uważnie analizowany, gdyż może dać wskazówki na ile poważna dyskusja o taperingu już na wrześniowym spotkaniu decydentów, byłaby możliwa. Tym samym wciąż dolar ma więcej perspektyw do "jastrzębich", a nie "gołębich" niespodzianek.