Start-upy i firmy IT z USA zwalniają na potęgę – wynika z najnowszych danych CrunchBase. Tygodniowo posadę traci nawet tysiąc osób z branży, bo pracodawcy wolą sięgać po tańszą kadrę z Europy Środkowej i Wschodniej. W ciągu nieco ponad pół roku licznik przekroczył już 160 tys. etatów. A to – dość niespodziewanie – może być napęd dla rodzimej branży IT, która zmaga się ze spowolnieniem i kurczącym zapotrzebowaniem na fachowców. Jak podaje Inhire.io, w II kwartale br. popyt na pracowników IT nad Wisłą spadł o 43 proc. Czy trend się odwróci?
Eksperci z Huntly.ai, platformy umożliwiającej rekrutację z wykorzystaniem społeczności IT, mówią o masowej za oceanem rezygnacji z drogich pracowników tego sektora i szukaniu tańszych rozwiązań za granicą. Koszty rekrutacji w Stanach Zjednoczonych są wysokie – według organizacji SHRM zatrudnienie na stanowiska średniego szczebla w wielu branżach to przeciętnie wydatek rzędu 4,6 tys. dol., a w przypadku rekrutacji na wyższe stanowiska – przeszło 28 tys. dol. W branży technologicznej te koszty są jeszcze wyższe. Nadiia Kovalchuk z Huntly wskazuje, iż wynagrodzenie dla agencji rekrutacyjnych sięga do 20 proc. wartości rocznego wynagrodzenia programisty.
Firmy IT za oceanem, zmieniając kadrę lokalną na tę z naszego regionu Europy, mogą sporo oszczędzić. Płace w branży w USA są o niemal 200 proc. wyższe. Średni poziom wynagrodzenia dla inżyniera oprogramowania lub osób na stanowisku data scientist sięga 135 tys. dol. rocznie, gdy nad Wisłą to ok. 42 tys. dol.