PTC nie informuje w zaproszeniu wysłanym do dziennikarzy jak będzie wyglądać jej marka, ale podkreśla, że powstała 15 lat temu, a jej założycielem, a obecnie jedynym właścicielem jest niemiecka grupa Deutsche Telekom. To oznacza niechybnie jedno: znane na wielu rynkach „T” w kolorze magenta (kolor ten to złamany czernią róż) zawita także do Polski.
DT przez lata posiadało tylko 49 proc. udziałów PTC, a pozostałe 51 proc. przejęło z początkiem tego roku po tym, jak zakończył się ciągnący się blisko 10 lat spór właścicielski o komórkową sieć z francuską grupą Vivendi i kontrolowanym obecnie przez Zygmunta Solorza-Żaka Elektrimem. Spór udziałowców uniemożliwiał DT wprowadzenie w PTC zmian, w tym nadanie jej międzynarodowego szyldu. Gdy nastał pokój, w lutym, nowy prezes polskiego telekomu, Miroslav Rakowski nie ukrywał w rozmowie z „Rz”, że rebranding to kwestia czasu.
Dla PTC oznaczać to będzie najpierw koszty (szacuje się, że sięgną około 60-80 mln zł): wzmożoną kampanię reklamowo-promocyjną i nową opłatę licencyjną za korzystanie z brandu właściciela (taką jaką płaci od lat Centertel za korzystanie z marki Orange). Doświadczenie pokazuje jednak, że rebranding niesie ze sobą też korzyści: napływ klientów i wzmocnienie pozycji rynkowej. Te dwie ostatnie rzeczy są PTC bardzo potrzebne, co udowodniły ostatnio opublikowane wyniki za I kwartał br. Telekom zakończył go spadkiem przychodów, rentowności i liczby klientów, w tym tych najcenniejszych, bo związanych z siecią kontraktem. Na koniec marca PTC obsługiwała 13,175 mln użytkowników. Z tą liczbą jest trzecim co do wielkości graczem. Koszulkę lidera utraciła w 2006 r. gdy konflikt właścicielski nabrał największych rozmiarów, a Idea przeistoczyła się w Orange.