Winą za ten stan rzeczy należy obarczyć dolara, który wczoraj po południu zaczął wyraźnie zyskiwać po tym jak inwestorzy zaczęli się obawiać o skalę korekty na rynkach akcji (rekordowy skok odnotował indeks zmienności, nazywany też miernikiem strachu- VIX). Teoretycznie złoto jest tzw. bezpieczną przystanią, ale w sytuacji, kiedy dolar był długo słaby, zostało otwartych wiele pozycji zakładających, że ten fakt będzie wspierał notowania złota. Teraz, w sytuacji kiedy będzie pojawiać się potrzeba „delewarowania" części portfeli inwestycyjnych, pozycje te mogą być pokrywane.
Pojawiają się jednak argumenty za kupnem kruszcu po obecnych cenach. Zwolennicy tego scenariusza zwracają uwagę na fakt, że ostatnie zamieszanie na Wall Street może ograniczyć „zapędy" FED dotyczące skali podwyżek stóp w tym roku. Ciekawa w tym kontekście jest poniższa grafika agencji Reuters, a także wczorajsze słowa „gołębiego" Jamesa Bullarda z oddziału FED w St. Louis. Zwrócił on uwagę na to, że klasyczna korelacja pomiędzy wzrostem wynagrodzeń, a odbiciem inflacji mogła zaniknąć, przez co obawy związane z możliwością bardziej „agresywnych" działań ze strony FED na stopach procentowych w perspektywie najbliższych kilkunastu miesięcy, mogą być nadmierne. Wydaje się jednak, że w takiej sytuacji rynki finansowe będą przyglądać się kilku kwestiom – konferencji prasowej z udziałem Jerome Powella po posiedzeniu FED w marcu, gdzie spodziewana jest kolejna podwyżka stóp procentowych, a także kolejnym danym z rynku pracy, oraz odczytom inflacji.
Analiza techniczna instrumentu FGOLD, który jest oparty o notowania złota, pokazuje jednak, że spadki mogą być kontynuowane, gdyż ruch ten jest potwierdzany przez dzienne wskaźniki, a rynek nie ma dzisiaj siły powrócić ponad złamaną linię trendu wzrostowego. W szerszym kontekście niepokoić może rysująca się koncepcja formacji podwójnego szczytu przy 1362 USD, gdyż samo zejście do potencjalnej linii szyi w okolicach 1240 USD już przekładałoby się na spory spadek. W nadchodzących dniach o notowaniach złota zadecydują dwie kwestie – zachowanie się dolara, oraz ryzyko „globalnego delewarowania".
Ropa: Kontynuacja przeceny z ostatnich dni
Opublikowane wczoraj dane nt. tygodniowych zapasów surowca w Stanach Zjednoczonych, jakie są regularnie sporządzane przez Amerykański Instytut Paliw, nie stały się wsparciem dla notowań. Według API zapasy w okresie kończącym się 4 lutego spadły o 1,1 mln baryłek, podczas kiedy szacowano ich wzrost o 2,9 mln baryłek. Na sentymencie zaważyły informacje z giełd, gdzie zmienność notowań skoczyła do nienotowanych od kilku lat (wskazania indeksu VIX dla amerykańskiego rynku). Odwrót od ryzyka odbił się na ropie, gdzie na przestrzeni ostatnich tygodni obserwowany był napływ kapitałów zakładających dalsze zwyżki surowca, prowadząc w efekcie do skrajnego pozycjonowania na tym rynku. W sytuacji kiedy wzrosło ryzyko „globalnego delewarowania" może to dodawać argumentów scenariuszowi spadkowemu. Nie należy też zapominać o rosnącej produkcji ropy w samych USA- według danych opublikowanych w zeszłym tygodniu wzrosła ona już do 10 mln baryłek, a szacunki Departamentu Energii (EIA) wskazują, że w tym roku średnia produkcja może sięgnąć 10,59 mln baryłek, a w przyszłym 11,18 mln baryłek.
Zwolennicy kupowania ropy po obecnych cenach zwracają uwagę na utrzymujące się backwardation, czyli wysokie ceny surowca przy krótszych seriach kontraktów terminowych, oraz niższe dla długoterminowych. Niemniej takie rozumowanie może ostatecznie okazać się nieco ryzykowne.