Podczas wtorkowych notowań akcje KGHM należały do jednych z najchętniej kupowanych na warszawskiej giełdzie. Po południu ich kurs sięgał nawet 119,15 zł, co oznaczało wzrost o 4,4 proc. w porównaniu z ceną z czwartkowego zamknięcia sesji. Stosunkowo duże zainteresowanie walorami lubińskiej spółki było niewątpliwie spowodowane zmianą sytuacji na rynku miedzi. Na Londyńskiej Giełdzie Metali (LME) jej kurs ponownie przekroczył barierę 9 tys. USD za tonę.
– W mojej ocenie obserwowany obecnie wzrost kursu miedzi to przede wszystkim konsekwencja solidnych danych makroekonomicznych napływających z Chin i w mniejszym stopniu nie najgorszych z USA. Jak będą wyglądały kolejne dni, trudno powiedzieć, gdyż notowania tego metalu są bardzo zmienne i trafniejsza w tym zakresie może być analiza techniczna niż fundamentalna – mówi Paweł Puchalski, analityk Santander Biura Maklerskiego. Jako przykład odmiennego postrzegania fundamentalnego podaje niedawny raport australijskiego Biura Analiz Ekonomicznych, który zakłada, że począwszy od 2026 r., na globalnym rynku miedzi nastąpi trwała nadpodaż. Zanim to jednak się stanie, rynek musi się mierzyć z jej brakami.
Zakłócenia w podaży
Według Jakuba Szkopka, analityka Erste Securities Polska, rosnące notowania miedzi, to m.in. konsekwencja licznych zakłóceń podaży na globalnym rynku. – Na początku roku o istotnym spadku wydobycia informował chilijski koncern Codelco. Zniżkuje ono również w Zambii, gdyż trwające tam susze spowodowały niedobór energii elektrycznej i ograniczenie jej dostaw m.in. do tamtejszych kopalń – twierdzi Szkopek. Już wcześniej było wiadomo o braku wystarczających inwestycji w funkcjonujące i nowe kopalnie oraz niestabilnej polityce podatkowej i nie najlepszych nastrojach społecznych w kilku krajach, na terenie których prowadzone jest duże wydobycie, w tym m.in. w Chile, Peru i Panamie.